„Zaginiony Eden”, „Wyspy szczęśliwe”, „Przyrodniczy raj na Oceanie Indyjskim” – to rajskie i bajeczne Seszele – zwiedzajcie je razem z żeglarzem oraz podróżnikiem z Krotoszyna – Andrzejem Aleksandrzakiem, który ten piękny rejon świata odwiedzał już kilkakrotnie.
Dolatując do Seszeli z góry widzieliśmy poszczególne wyspy, porośnięte soczystą zielenią, otoczone szmaragdową wodą o różnym odcieniu, przeorane ciemnymi sylwetkami raf. Wylądowaliśmy na największej wyspie archipelagu – Mahe. Dotarliśmy do Mariny Eden, gdzie zaokrętowaliśmy się na jachcie. I zaczęliśmy czas zwiedzania.
Katedry, kościoły i targ
Na wyspie Mahe znajduje się stolica kraju – Victoria. Miasto liczy zaledwie 27 tys. mieszkańców i najlepiej zwiedzać je pieszo. W centrum zachowała się kolonialna zabudowa z okazałymi kamienicami, a przy głównym skrzyżowaniu stoi miniaturowa wersja londyńskiego Big Bena. Nieopodal usytuowana jest anglikańska katedra św. Pawła, a trochę dalej – rzymskokatolicka Niepokalanego Poczęcia i świątynia hinduistyczna. Pomiędzy nimi znajduje się miejski targ, gdzie rano sprzedaje się świeże ryby. Na straganach znaleźć można także przyprawy oraz sezonowe owoce i warzywa. Uliczne sklepiki oferują miejscowe rękodzieło m. in. z kokosów i muszli.
Nietoperze i kreolska kuchnia
Będąc w Victorii warto odwiedzić tamtejsze muzeum przyrodnicze eksponujące endemiczne ptaki, rafę koralową, żółwie oraz geologię wysp. Nie można ominąć także Muzeum Historycznego, pokazującego rozwój wysp od epoki piratów, podróżników, przez czas wojen i kolonializmu, aż po współczesność. Niespełna pół godziny od centrum znajduje się Ogród Botaniczny. Zgromadzono w nim kwiaty, krzewy i drzewa występujące na wyspach z lodoicją seszelską na czele. Znajdują się tutaj także żółwie olbrzymie oraz owocożerne duże nietoperze. Wieczorem dobrze jest siąść w kawiarni-barze Pirates Arms – najpopularniejszym miejscu spotkań Seszelczyków i turystów. To okazja do posmakowania miejscowej kuchni kreolskiej i posłuchania lokalnych zespołów muzycznych.
Najwspanialsza panorama
Po stolicy zabieramy się za zwiedzanie wyspy. Wynajmujemy busa, mijamy położony na peryferiach Victorii najstarszy cmentarz Seszeli i zmierzamy do Parku Narodowego Morne. Trasa prowadzi przez las równikowy obok najwyższego szczytu Seszeli – Morne Seychellois (905 m n.p.m.) do ruin zabytkowej misji, w której mieściła się niegdyś szkoła dla dzieci oswobodzonych niewolników. Z punktu widokowego roztacza się najwspanialsza panorama na Seszelach. Jedziemy w dół i dojeżdżamy do plantacji herbaty. Zatrzymujemy się w małej fabryce, gdzie dowiadujemy się o technologii produkcji i zaopatrujemy w różne rodzaje herbat.
Wyborny smak miejscowego rumu
Ruszamy dalej, wzdłuż zachodniego wybrzeża. Oglądamy zatoki – Solei, Governemet, Takamaka. Charakteryzują się one czystą wodą, urzekającymi plażami z białym piaskiem otoczonymi głazami i drzewami. Niestety czasu jest mało i szybko musimy ruszać w dalszą trasę. Wschodnim wybrzeżem docieramy do usytuowanej na terenie dawnej plantacji wioski rzemiosła. Zwiedzamy zabytkową rezydencję, a w warsztatach oglądamy jak powstaje rękodzieło. Na koniec wycieczki zatrzymujemy się w maleńkiej destylarni rumu. Po intensywnym dniu miejscowy rum Takamaka smakuje wybornie. Wracamy na jacht.
Urzekający podwodny świat
Kolejnego dnia opuszczamy marinę. Przybrzeżna żegluga wokół Mahe wymaga dużej uwagi ze względu na otaczające wyspę płycizny skały i rafy. Kotwiczymy na znajdującym się niedaleko Victorii Morskim Parku Narodowym Ste Anne. Nurkujemy w masce z fajką. Pierwszy kontakt z podwodnym światem jest niesamowity – z radością obserwujemy ławice kolorowych ryb uwijające się wśród koralowców. Wracamy na jacht i płyniemy dalej. Docieramy do kolejnego Morskiego Parku Narodowego w zatoce Ternay. Znajduje się tu podwodny raj – bogata w różnego rodzaju gatunki koralowców rafa, różnokolorowe ryby, najczęściej z rodziny pomakantowatych, chetonikowatych, papugoryb czy wargaczowatych. W załomie skalnym spotykamy murenę, która na nasz widok rozwiera szczęki, prezentując pełen garnitur zębów. Tak upływa nam cały dzień.
Uwaga - rekiny!
W zatoce Port Launay spotyka nas nie lada niespodzianka – dostrzegamy wystające z wody płetwy. Ktoś woła: „Rekiny! Chyba dwa, zbliżają się!”. Okazuje się, że dwie płetwy to grzbietowa i ogonowa jednego osobnika. Przy naszej burcie, niemal na wyciągnięcie ręki mamy olbrzymiego, około 13-metrowego rekina wielorybiego. Z rozdziawioną paszczą spokojnie przepływa, żerując w wodzie obfitującej w plankton. Niesamowite spotkanie! Żeglujemy dalej na południe i kotwiczymy w zatoce La Mouche. Na plażę płyniemy pontonem, lawirując między skałami i rafą. Dalej pieszo, wzdłuż wybrzeża docieramy do pracowni Michaela Adamsa – najbardziej znanego artysty na Seszelach, specjalizującego się w pejzażach dżungli i scenach życia wsi.
Fale zalewają kajutę
Po zwiedzaniu wracamy na jacht, opływamy południowy kraniec wyspy i wypływamy w ocean. Przebijamy się przez strome fale, które od czasu do czasu zalewają pokład. Jedna z nich, przez otwarty bulaj, wpada do kabiny, robiąc prysznic odpoczywającej załodze. Mijamy cypel i docieramy do Mariny Eden. Tu spędzamy noc. Następnego dnia, przy niezbyt silnym wietrze przepływamy około 20 mil morskich i docieramy do drugiej co do wielkości wyspy Seszeli – Praslin.
Samoobsługowy bar i grill na plaży
Kotwiczymy w zatoce Chevalier. Znajdujemy ciekawą rafę, gdzie łowimy sporych rozmiarów ośmiorniczkę. Podczas nurkowania podpływa do nas żółw szylkretowy. Jest przyjaźnie nastawiony i daje się pogłaskać. Przy plaży znajduje się mały bar, w którym – pod nieobecność właściciela – można obsłużyć się samemu, zostawiając zapłatę w pudełku pod ladą. Z plaży wydeptaną wśród krzewów i drzew ścieżką ruszamy do wioski Zimbawe. Małe domki usytuowane wśród drzew i głazów stanowią ciekawy widok. Jest tylko jeden maleńki sklepik, a atmosfera w wiosce jest spokojna i senna. Ludzie życzliwi. Gdyby nie obecność telefonów komórkowych – można by pomyśleć, że cofnęliśmy się do lat pięćdziesiątych. Wieczorem chłopcy z wioski organizują dla nas grilla na plaży. Podziwiamy zachód słońca i zajadamy się grillowanymi rybami i pysznymi sałatkami. Do tego dobry rum, ciepło i sielankowa atmosfera. Raj.
Orzechy jak kobiece biodra
Następnego dnia żeglujemy do portu Baie Sainte Anne. Czas na zwiedzanie wysypy. Trafiamy do Parku Narodowego, rezerwatu Vallee de Mai, obejmującego pierwotny las równikowy. Spośród wielu gatunków roślin tropikalnych wyróżnia się występująca tylko na Seszelach Lodoicja Seszelska nazywana także palmą seszelską lub kokosem morskim. Na żeńskich drzewach tej palmy rosną orzechy, które po obraniu z łupiny przypominają kobiece biodra z kępką włosów w strategicznym miejscu. Sugestywny kształt mają także podłużne orzechy drzewa męskiego. Wizyta w Valle de Mai to podróż w czasie – można odnieść wrażenie, że właśnie takimi dolinami przechadzały się kiedyś dinozaury. Na koniec jeszcze odwiedzamy małą hodowlę czarnych pereł.
W rezerwacie
Kolejną odwiedzoną przez nas wyspą, znajdującą się na zachód od Praslin jest Cousin. Stanowi ona rezerwat chronionych endemicznych gatunków roślin i zwierząt. Są tu lęgowiska dla ptaków morskich i lądowych. Z gadów najpopularniejsze są jaszczurki scynki, ale spotykamy również kilka żółwi olbrzymich. Ilość osób mogących zwiedzać wyspę jest ograniczona. By na ląd nie dostały się gryzonie i inne szkodniki – turyści odbierani są bezpośrednio z łodzi i jachtów przez strażników będących równocześnie przewodnikami. Spacerując wyznaczonymi ścieżkami na drzewach, zaroślach i w załomach skalnych widzimy tysiące gniazd różnych gatunków ptaków. Schronienie znalazły tu jedne z najrzadszych ptaków na ziemi – sroczek i namorzynek seszelski.
W dawnej kolonii trędowatych
Po wizycie w rezerwacie żeglujemy do kolejnego Parku Narodowego na wyspie Curieuse. Kiedyś na południowym wybrzeżu wyspy istniała kolonia trędowatych. Dziś pozostał jedynie odrestaurowany „dom lekarza”, w którym znajduje się niewielkie muzeum. Domostwa trędowatych popadły natomiast w ruinę i „zagospodarowała” je tropikalna roślinność. Idziemy dalej, dochodząc do kładki prowadzącej przez las namorzynowy. W plątaninie korzeni uwijają się kraby, niektóre nawet sporych rozmiarów.
Przejażdżka na żółwiu
Po drodze, już na suchym terenie, spotykamy ogromnego żółwia, który jednego z uczestników naszej wyprawy podwozi kawałek na grzbiecie. W zamian dostaje kiść smakowitych liści. Docieramy do stacji badawczej zajmującej się hodowlą lądowych żółwi olbrzymich sprowadzonych z Aldabry. Dorosłe osobniki ważą nawet 250 kilogramów i mierzą 150 cm. Młode od wyklucia do ukończenia 4 lat przebywają w zagrodach. Po tym czasie mogą swobodnie przemieszczać się po wyspie.
Tropikalne ryby
Kolejnym etapem naszej podróży są dwie wyspy – St. Pierre i Ile Coco. Obie to granitowe formacje skalne porośnięte kilkoma palmami kokosowymi. Rafa wokół St. Pierre jest dość uboga, ale spotkać można tu wiele gatunków tropikalnych ryb. Rafa wokół Ile Coco jest lepiej zachowana, korale się odradzają. Po obserwacji życia morskiego ruszamy do kolejnej wyspy – Felicite. Kotwiczymy po jej zachodniej stronie i przy stromo opadającym, granitowym brzegu znajdujemy kawałek ciekawej rafy z uwijającymi się kolorowymi rybkami. Odwiedzają nas żółwie szylkretowe, które podpływają blisko. Rano podnosimy kotwicę i udajemy się na najpiękniejszą, czwartą co do wielkości wyspę Seszeli – La Digue.
Taksówki zaprzęgnięte w woła
Wpływamy do niewielkiego portu La Passe i cumujemy. Wyspa ma ledwie 10 km2, a życie płynie tu w przyjemnie wolnym tempie. Samochodów na La Digue jest niewiele, głównym środkiem lokomocji jest rower. Spotykamy też taksówki z „ekologicznym” silnikiem, czyli wołem. Jednak wyspa jest na tyle mała, że w zasadzie wszędzie można dostać się pieszo. W czasie spaceru z portu, w ogrodach na drzewach chlebowych dostrzegamy wiszące nietoperze. To sporych rozmiarów „latające lisy”. Docieramy do zabytkowej plantacji L'Union Estate, gdzie dawniej uprawniano kokosy i wanilię. Dziś pozostały tu niewielkie poletka. Zachowały się również piece do suszenia kopry – miąższu orzechów kokosowych, oraz prasa do wyciskania oleju z kokosów, poruszana przez woła.
Sceny jak z filmu erotycznego
Na plantacji jest również kilka historycznych budynków, w tym okazała rezydencja plantatorów, w której nagrywano scenki do klasyki filmu erotycznego - „Emmanuelle”. Spacerując po terenie nagle słyszymy dziwne porykiwanie. Zaciekawieni idziemy w stronę, z której dobiega głos i co widzimy? W rozległej zagrodzie, bez skrępowania, publicznie żółwie olbrzymie... uprawiają seks! Na pewno gatunek nie wyginie. Nieopodal plantacji znajduje się stary cmentarz kolonialny, na którym chowano pierwszych osadników i podobno także piratów. Dalej zaczyna się najpiękniejsza perełka Seszeli – malownicza plaża Ansa Source d'Argent. Od oceanu oddziela ją bariera rafy. Tubylcy serwują pyszne sałatki z lokalnych owoców, a tu i ówdzie znajdują się przystrojone miejsca, stanowiące scenerię romantycznych ślubów. W kolejnym dniu przemierzamy wyspę na rowerach. Zatrzymujemy się w urokliwych zatoczkach, podziwiamy dziewicze krajobrazy i kolorowe ryby uwijające się wśród przybrzeżnych skał. Na południowo – wschodnim wybrzeżu trafiamy na zatoczki otoczone fantastycznymi formacjami skalnymi.
Skarb pirata
Czas wracać. W drodze na Mahe zahaczamy jeszcze na chwilę o trzecią co do wielkości wyspę Seszeli – Silhouette. Znajduje się na niej jeden z najgęstszych lasów deszczowych Oceanu Indyjskiego. Nie ma tu dróg, a na stałe wyspę zamieszkuje 135 osób. Przez wiele lat była ona kryjówką pirata Jeana Hodoula, który – według legendy – ukrył skarb w jednej ze szczelin. Niestety, nie udało nam się go odnaleźć. Wracamy na Mahe, zdajemy jacht w Marinie Eden i z pełnym „bagażem” niezapomnianych wrażeń wracamy do kraju. Pytacie – czy warto się wybrać na Seszele? Jeśli chcecie mieć wyobrażenie o raju na ziemi, to... jest to najlepszy kierunek!
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.