Reportaż z „Gazety Krotoszyńskiej”, z 2008 roku. Romek nie miał w życiu łatwo. Od dzieciństwa musiał sam troszczyć się o to, by w kieszeni nie zabrakło pieniędzy. Wcześnie przywykł do ciężkiej, fizycznej pracy. Ale, jak sam mówi, przeszłość się nie liczy, puścił ją w niepamięć. Liczy się teraźniejszość i przyszłość, myślenie o niej w poważnych, rozsądnych kategoriach. Ma marzenia, tak jak inni. I chociaż lat przybywa, nie przestaje myśleć o własnym biznesie. Romek Rzepczyński, wysoki blondyn, kawał chłopa. Bez wykształcenia, ubogi. Ktoś powie – margines. A mimo to pod względem popularności, rozpoznawalność w Koźminie Wlkp. dorównuje samemu burmistrzowi. Jak tego dokonał? Przez ciężką, dla niektórych poniżającą, pracę. Jest bardzo kontaktowym i rezolutnym trzydziestodwulatkiem. Nie da sobie w kaszę dmuchać i bez cienia ogródek „wali” prosto z mostu wszystko, co mu się pałęta po głowie. Idealista i realista w razie potrzeby. Trochę przypomina Forresta Gumpa. Król złomiarzy Kiedy był jeszcze uczniem podstawówki, zabrał się za zbieranie złomu. – Pamiętam, jak zaczynałem, złom był po sześć groszy za kilo. Trzeba było dużo nazbierać, żeby jakieś porządne pieniądze wpadły – wspomina po latach. Z czasem cena złomu na skupie poszybowała w górę i Romek zrozumiał, że można na tym nieźle zarobić. Przynajmniej tyle, by wystarczyło na bieżące wydatki. Ludzie w Koźminie Wlkp. zaczęli go kojarzyć. Jako osoba z natury przedsiębiorcza, zadbał o odpowiednią promocję. Na wózku wypisał swój numer telefonu. W jednym ze sklepów zostawił ulotkę. Na odzew nie czekał długo. Mieszkańcy dzwonili i zlecali mu wywóz rozmaitych gratów. Zaczepiali go też na ulicy i podawali adresy, pod które miał się zgłaszać po towar. Zdarzały się też nieporozumienia. – Kilka razy ktoś przywoził mi złom do domu, bo myślał, że prowadzę skup. Nawet się niektórzy śmiali, że jak tak dalej pójdzie, to się do mnie Urząd Skarbowy doczepi – uśmiecha się Romek. Po jakimś czasie swojej działalności, nie był już znany jako Roman Rzepczyński. Ludzie zapomnieli właściwie, jak się nazywa, bo cały Koźmin i tak kojarzył go jako „Romka – Złomka”, króla złomiarzy. Nie było w zasadzie osoby, która nie wiedziałaby, kim jest. To nie wstyd Czy takie zajęcie było dla niego wstydliwe? Chwilami owszem. Opowiada, że czasami zdarzało się, że ktoś z niego drwił, wyśmiewał go, wytykał palcem. A on dalej ochoczo pchał swój wózek, nie zwracając uwagi na żadne szykany. Jak twierdzi, śmiali się tylko tacy, którzy mają markowe ciuchy, telefony i inne gadżety tylko dzięki kieszonkowemu od babci. Sami w życiu do niczego nie doszli, niczego się nie dorobili. – Czy to wstyd zbierać złom? Pewnie, że trochę tak. Dzieciaki o tym nie marzą, wolą być strażakami, lekarzami, prawnikami. Ale generalnie wychodzę z założenia, że żadna praca nie hańbi. Żebranie, złodziejstwo – to jest dopiero hańba. Czy ja bym mógł ukraść? Jasne, że tak! Ale tylko wtedy, gdyby mnie do tego zmusiła sytuacja życiowa. Dopóki są inne możliwości, trzeba z nich korzystać – przekonuje Romek. Przeprowadzka dla Żanety Co dzieje się teraz z „królem złomiarzy”? Chyba każdy już zdążył zauważyć, że chłopa ostatnio w Koźminie nie widać, jakby zapadł się pod ziemię. Złomu nie ma kto wywozić. Okazuje się, że w życiu Romka zaszły spore zmiany. Przełomowy był moment, w którym poznał Żanetę, swoją ukochaną. Natknęli się na siebie na czacie. Od słowa do słowa, od spotkania do spotkania… teraz nie mogą bez siebie żyć. To właśnie dla Żanety Romek przeprowadził się do Grudziądza. – Długo do niej jeździłem, co jakiś czas, spotkać się, pogadać. Ale te dojazdy były drogie. Zakochałem się i pomyślałem – Romek, co cię tu trzyma? Nic, pakuj się i wyjeżdżaj. Koźmin jest miastem bez perspektyw, to miasto nic mi nie dało, żadnych szans rozwoju – rezonuje. Przyznaje, że życie mężczyzny zmienia się, gdy na horyzoncie pojawi się kobieta. – Trzeba było trochę zmądrzeć. Oczywiście bez przesady, ja sobie nie dam, żeby kobieta mną rządziła, na pewno nie! Ale jak się chciałem dogadywać, w zgodzie żyć, to parę rzeczy musiałem zmienić w samym sobie. A jak już dzieciaki do tego doszły… człowiekowi się załącza takie poważne myślenie o przyszłości – mówi. Ma z Żanetą dwójkę dzieci. Są jego oczkiem w głowie, jest z nich dumny. To właśnie troska o pociechy determinuje jego wszelkie działania. Chce zrobić wszystko, by były szczęśliwe. Stara się być dobrym ojcem. Własny biznes Zanim wyjechał, myślał o otwarciu własnej działalności gospodarczej w Koźminie Wlkp. Zgłosił się nawet do Powiatowego Urzędu Pracy w Krotoszynie z wnioskiem o przyznanie mu kredytu dla bezrobotnych. Pieniądze z „pośredniaka” starczyłyby na start, przynajmniej na najpilniejsze wydatki związane z rozkręcaniem interesu. Miał nawet sprecyzowaną branżę, w której chciał działać. Jaką? Oczywiście – skup złomu. Pasowałby jak ulał. – Czy dałbym radę? Pewnie, że tak! Przecież głupi nie jestem, poza tym, po tylu latach wiem dość dobrze, co w trawie piszczy – mówi z nieskrywaną pewnością siebie. Nie udało się, odesłano go z kwitkiem. – Ty wiesz, co oni mi powiedzieli? Że nie dostanę pieniędzy, bo nie jestem absolwentem – krzywi się Romek. – A czego ja mam być kurwa absolwentem? Borzęciczek? Jakiegoś zakładu zamkniętego? Bez łaski, pomyślałem, zwinąłem manele i pojechałem do Grudziądza – mówi z dumą w ochrypłym, basowym głosie. Ogólnie daje się poznać jako bardzo wrażliwa osoba, ba – mająca nawet skłonności do filozofowania i metafizycznego postrzegania świata. Zarzeka się, że nigdy nie zapomni o tych, którzy wyciągnęli do niego pomocną dłoń. Jako pierwszego wymienia Jana Frąckowiaka, mieszkańca Lipowca, który niejednokrotnie ratował go z opresji. – To jest osoba, którą można stawiać za wzór. Rzadko można spotkać tak porządnego i uczciwego gościa. Ile ja temu człowiekowi zawdzięczam – mówi wzruszony, niemal ze łzami w oczach. Generalnie nie uważa, by miał jakiś powód do wdzięczności miastu. Spotkało go tu wiele przykrości. To właśnie tu, jak podkreśla, dzięki kilku nieuczciwym ludziom, poznał ciemną stronę ludzkiej natury. Wyzysk, egoizm, zakłamanie, brak szacunku dla drugiego człowieka – tego się teraz brzydzi, do takich postaw czuje głęboką pogardę. Zdaje sobie sprawę, że większość mieszkańców patrzy na niego z politowaniem, przymrużeniem oka. Dlatego nie zamierza w najbliższym czasie tu wracać. Myślał nawet o wyjeździe za granicę. Dlaczego nie spróbował? – Szczerze to nie mam takich możliwości. Każdy ma kogoś za granicą, kumpla, kuzyna, brata. A ja kurde nie mam. Są tacy, co niby załatwiają pracę, ale chcą dużo pieniędzy za takie coś. A ja się więcej nie dam oszukać. Koczowanie na jakimś dworcu mi się nie uśmiecha – tłumaczy powód tego, że został w Polsce Swoje miejsce Romek zna swoje miejsce w szeregu, życie nauczyło go pokory. Ale z drugiej strony godność nie pozwala mu, by o cokolwiek się prosić. Nie pcha się tam, gdzie go nie chcą. Woli sam brać sprawy w swoje ręce. W Grudziądzu miał szczęście, bardzo szybko dostał pracę. Zatrudniła go firma Delta Trade Company. Teraz Romek buduje ronda, chodniki, obwodnice, jest także zadowolony ze swoich zarobków. – Pewnie, że podwyżka by nie zaszkodziła, ale dobrze jest, jak jest. Pracuję ciężko, ale wiem, za co. Żaneta też szuka pracy, jest kucharką. Świetnie gotuje. Jak dostanie gdzieś robotę, to już będzie całkiem dobrze – rozmarza się. Kto zajmie się dziećmi, gdy oboje będą w pracy? – No a kto – babcia – śmieje się Romek. Wszystko ma zaplanowane. W Grudziądzu znalazł chyba swoje miejsce. Poznał nowych ludzi, w pracy wszyscy wzajemnie się szanują, okazują sobie sympatię. Romek sprawia teraz wrażenie człowieka dowartościowanego, ma wysokie morale. Jakoś udało mu się ułożyć swoje życie. Złomu już nie zbiera. Nie ma na to czasu, praca wymaga od niego wiele wysiłku. Ma marzenia, tak jak wszyscy, i dąży do ich realizacji. Zapowiada, że kiedyś powróci. Po co? Nie przestaje myśleć o swoim skupie… Piotr Ignasiak
Trochę jak Forrest Gump
Opublikowano:
Autor: Redakcja
Przeczytaj również:
Kultura
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE