reklama

„Zaprzyjaźniliśmy się i jesteśmy małą rodziną”

Opublikowano:
Autor:

„Zaprzyjaźniliśmy się i jesteśmy małą rodziną” - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura

Różni ich wiele - wiek, środowiska, z których pochodzą, zainteresowania, a połączyła wspólna pasja - miłość do muzyki. W zespole No Name czują się członkami jednej rodziny. - Muzyka i śpiew dają nam mnóstwo energii i siły. Kiedy gramy, widać, że tym żyjemy i to pochodzi z naszego wnętrza - podkreślają zgodnie członkowie składu z Koźmina Wlkp. Najmłodsza grupa kapeli ma za sobą przygodę z castingiem do ?Must be the Music?. Najstarsi przygotowują się do akustycznych aranżacji rockowych przebojów.Po raz pierwszy mieszkańcy Ziemi Koźmińskiej usłyszeli ze sceny ?No Name? podczas imprezy w trakcie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w 2013 roku. Pośród członków zespołu, grającego rockową muzykę na żywo, rozpoznali młodych koźminian, którzy na instrumentach zazwyczaj grywali tylko dla najbliższych w zaciszu domów. Do pierwszego koncertu przygotowywali się kilka miesięcy, poznając się na próbach i wspólnie doskonaląc umiejętności gry i śpiewu. Wtedy pomysł zgromadzenia pod jednym szyldem uzdolnionych wokalistów i muzyków - amatorów świtał od dłuższego czasu mieszkającemu w mieście kwiatów i zieleni Adamowi Mazurowskiemu. Absolwent kaliskiej szkoły muzycznej zamieszkał tu przed 5 laty. Zespół założył w 2012 roku. - Chciałem uaktywnić zdolną młodzież z Koźmina Wlkp., szczególnie tę grającą na instrumentach. Postawiłem sobie za cel, by te osoby wychwycić i zmontować ? wspomina Adam Mazurowski, prowadzący ?No Name?.

Różni ich wiele - wiek, środowiska, z których pochodzą, zainteresowania, a połączyła wspólna pasja - miłość do muzyki. W zespole No Name czują się członkami jednej rodziny. - Muzyka i śpiew dają nam mnóstwo energii i siły. Kiedy gramy, widać, że tym żyjemy i to pochodzi z naszego wnętrza - podkreślają zgodnie członkowie składu z Koźmina Wlkp. Najmłodsza grupa kapeli ma za sobą przygodę z castingiem do „Must be the Music”. Najstarsi przygotowują się do akustycznych aranżacji rockowych przebojów.Po raz pierwszy mieszkańcy Ziemi Koźmińskiej usłyszeli ze sceny „No Name” podczas imprezy w trakcie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w 2013 roku. Pośród członków zespołu, grającego rockową muzykę na żywo, rozpoznali młodych koźminian, którzy na instrumentach zazwyczaj grywali tylko dla najbliższych w zaciszu domów. Do pierwszego koncertu przygotowywali się kilka miesięcy, poznając się na próbach i wspólnie doskonaląc umiejętności gry i śpiewu. Wtedy pomysł zgromadzenia pod jednym szyldem uzdolnionych wokalistów i muzyków - amatorów świtał od dłuższego czasu mieszkającemu w mieście kwiatów i zieleni Adamowi Mazurowskiemu. Absolwent kaliskiej szkoły muzycznej zamieszkał tu przed 5 laty. Zespół założył w 2012 roku. - Chciałem uaktywnić zdolną młodzież z Koźmina Wlkp., szczególnie tę grającą na instrumentach. Postawiłem sobie za cel, by te osoby wychwycić i zmontować – wspomina Adam Mazurowski, prowadzący „No Name”.

Bezimienni?

Wieść o tworzącym się zespole rozniosła się poczta pantoflową. I tak do pana Adama zaczęli zgłaszać się nastolatkowie i studenci, chcący spróbować sił w kapeli. W ten sposób zespół rozrósł się do kilkunastu osób na scenie. Jednocześnie zastanawiano się, jaką przyjąć nazwę. Artyści-amatorzy nie chcieli być bezimienni, ale postawili na „No Name”, z ang. „Bez nazwy”. – Nie chcieliśmy, by kojarzono nas z konkretnym stylem muzycznym – wyjaśnia założyciel grupy. Po głowie chodziło mu, by „No Name” stało się projektem, który tworzy wspólnie kilka zespołów. I tak kapela zaczęła się rozrastać poprzez pączkowanie Przy grupie dorosłych powstało „No Name Kids”, w którym zaczęli śpiewać i grać uczniowie szkół podstawowych. Obecnie jego skład liczy 12 osób. Młodzi grają głównie popowe przeboje znane ze stacji radiowych. Nie brakuje też mocniejszych brzmień. - Piosenki trzeba wybierać dla nich pod kątem instrumentów, które mamy i umiejętności gry – zaznacza Adam Mazurowski. W czasie świąt „No Name Kids” oczarowało rockowymi aranżacjami kolęd, a w czerwcu ubiegłego roku artyści stanęli na deskach sceny podczas castingu we Wrocławiu do telewizyjnego talent show „Must be the music”. – Otrzymaliśmy brawa, natomiast w kuluarach dano nam do zrozumienia, że główna nagroda nie jest skierowana dla dzieci, oczekiwali dorosłych artystów, choć wprost wiek nie był wskazany – przyznaje kierownik zespołu.

Złapali wspólny język

Sukcesy na swoim koncie ma też najmłodsza „latorośl” projektu – „No Name Joy”. Tu niezwykle zgraną ekipę stanowią wykonawcy w wieku szkoły gimnazjalnej i nieco starsi z liceum i technikum. Łącznie jest 11. – Skład „No Name Joy wydaje się nie do ruszenia. Działa tak, jak chciałem, by prowadzony był zespół. Złapali wspólny język. Widać, że kochają to, co robią i potrafią bawić się muzyką, dodając coś od siebie do granych piosenek – cieszy się Adam Mazurowski. Z kolei najstarsza grupa – czyli „No Name”, która obecnie tworzy 7 osób, do tej pory specjalizowała się w rockowych brzmieniach. Ostatnio jednak na próbach opracowuje dotychczasowy repertuar w akustycznych aranżacjach. – Będą grali muzykę klubową typu Ed Sheeran, U2 w wykonaniu akustycznym, już nie na gitarach elektrycznych. Chcemy stworzyć klimat dla słuchaczy, którzy będą mogli mile spędzić wieczór przy współczesnej muzyce – zdradza Adam Mazurowski.

Lokomotywa rozpędza się

Artyści spotykają się dwa razy w tygodniu na próbach w kinie Mieszko. Samodzielne doskonalenie własnych umiejętności także okazuje się niezastąpione. – Żeby zespół dobrze grał, potrzebna jest praca w domu. Próby są po to, by wszystko poskładać, ewentualnie dokonać zmian – uważa opiekun zespołów. Spotkania na scenie pozwalają członkom także lepiej się poznać. – Zaprzyjaźniliśmy się i jesteśmy małą rodziną. Wspieramy się – podkreślają zgodnie członkowie zespołu. To, że dobrze im ze sobą, daje się odczuć podczas występów przed publiką. „No Name” uświetnia imprezy na terenie miasta. Grywa w sąsiednim Krotoszynie. Najstarsza grupa i dziecięca mają za sobą występy na Węgrzech. Zespół został także doceniony na festiwalu w Bielsku Białej. – Cieszymy się ze wsparcia ze strony urzędu miejskiego ośrodka kultury, dzięki tym instytucjom mamy możliwość rozwijać się i wyjeżdżać na koncerty – mówi Adam Mazurowski. Dodaje, że grupie przydałby się sponsor. – Nasza lokomotywa rozpędza się. Szkoda, gdyby się zatrzymała.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE