Piłkarze Białego Orła ulegli, na własnym terenie, zdegradowanemu Piastowi, dla którego była to pierwsza tegoroczna wygrana.
Stawką pojedynku był tylko, lub aż prestiż, chociaż koźminianie po ewentualnej wygranej mogli awansować o jedną pozycję, czyli na piątą. Kobylinianie już wcześniej stracili jakiekolwiek szanse na utrzymanie. Tym niemniej to właśnie goście, jakby bardziej zmotywowani, uzyskali od początku przewagę i szybko ją potwierdzili kiedy dokładne podanie Krystiana Jędrzejaka wykorzystał Patryk Kamiński. Potem dwie okazje miał Szymon Wosiek, ale dwukrotnie skutecznie interweniował Sebastian Kaźmierczak.
W międzyczasie, po drugiej stronie boiska, akcji Marcina Szymkowiaka nie zdołał zamknąć Marek Wiła a rzut wolny Łukasza Wawrockiego z 20. metrów został obroniony. Pół godziny później solowy rajd przez pół boiska przeprowadził Kamiński i zakończył go zdobyciem drugiego gola. Dopiero to wydarzenie jakby wstrząsnęło miejscowymi i siedem minut po nim kontaktowego gola strzelił Wiła.
Jeszcze przed przerwą mógł być remis, ale najpierw z bliska do pustej bramki nie trafił Bartłomiej Ziembiński, a następnie pomylił się Dawid Guźniczak. Na początku drugiej połowy po strzale Jakuba Szymkowiaka i rykoszecie piłka tuż przy słupku opuściła boisko. Był więc róg, po którym Arkadiusz Michałowicz wybił piłkę z linii bramkowej. Następnie, w sytuacji sam na sam, tym razem nie dał się już pokonać Wile oraz Marcinowi Szymkowiakowi (który właściwie to trafił w leżącego bramkarza Piasta) a Ziembińskiemu znów zabrakło precyzji.
Na kwadrans przed końcem po rzucie rożnym Adriana Włodarczyka refleks kobylińskiego golkipera sprawdził Wawrocki. Dobrej sytuacji, tuż po wejściu na boisko, nie wykorzystał też Paweł Kryś. W odpowiedzi obronione zostały dwa strzały Damiana Drewnowskiego i jeden Adama Kurzawy. W 82. minucie pięknego gola z 20 metrów zdobył Pijanowski.
120 sekund później jego wyczyn chciał skopiować jeden z rywali – Dariusz Małecki, ale zabrakło mu kilku centymetrów i piłka przeszła tuż nad poprzeczką. Popularny „Pijan” jeszcze dwukrotnie dał o sobie znać, ale po jego podaniu Patryka Wciórkę uprzedził jeden z obrońców, a po chwili, powinien sam strzelać z dobrej pozycji, ale wybrał podanie do wbiegającego Kamińskiego. Ten nie opanował piłki. W drugiej minucie doliczonego czasu rozmiary porażki zmniejszył Kryś.