Piast wygrał, na własnym terenie, z ligowym outsiderem ze Szczytnik.
Już w siódmej minucie, debiutującego w drużynie gospodarzy Martina Frąckowiaka, pokonał Bartosz Wojtczak. Co prawda wraz z upływem czasu narastała przewaga gospodarzy, ale do przerwy, nie potrafili oni jej potwierdzić.
Po zmianie stron kobylinianie przycisnęli jeszcze mocniej. Co chwila stwarzali zagrożenie pod bramką Szczytu. Brakowało jednak zimnej krwi w wykończeniu akcji. Nawet jeżeli piłka minęła bramkarza, to i tak znajdował się ktoś z obrońców, kto ją wybijał. W końcu jednak, w 55 minucie po podaniu Michała Rejka, wyrównał Bartosz Knuła, posyłając piłkę nad wysuniętym bramkarzem rywali.
Jeden punkt jednak nie zadowalał gospodarzy. Ataki nie ustawały, ale znów brakowało wykończenia. Dobre sytuacje mieli Rejek, Knuła i Patryk Kamiński. Powoli w szeregi Piasta zaczęło się wkradać zniecierpliwienie.
Przewaga była bezdyskusyjna, były dogodne sytuacje, a goli brak. W końcu, w 79 minucie, trafił ponownie Knuła. Kobylinianom jednak to nie wystarczało. Czuli, że mają przeciwnika „na widelcu” i chcieli to wykorzystać.
Tymczasem tuż przed upływem regulaminowego czasu gry, po jednym z ataków Piasta, to goście przeprowadzili szybką kontrę. Kibicom gospodarzy zadrżały serca, ale na wysokości zadania stanął Frąckowiak. Piłkarze Piasta przystopowali, spokojnie rozgrywali piłkę, nie chcąc stracić przypadkowego gola. Ale okazało się, że to może być metoda na Szczyt, gdyż w ostatniej akcji spotkania hat-tricka ustrzelił Knuła.
Trzy punkty pozostały w Kobylinie, a Piast awansował na czwarte miejsce w tabeli „okręgówki”.