Krotoszynianie zmierzyli się na wyjeździe z rewelacyjnym beniaminkiem – Zefką Kobyla Góra.
Zgodnie z przewidywaniami od pierwszej do ostatniej minuty było to bardzo wyrównane spotkanie. Obie drużyny stwarzały sytuacje, ale nie potrafiły ich wykorzystać. Gdy już zanosiło się na bezbramkowy remis, powtórzyła się sytuacja chociażby z niedawnych spotkań w Jankowie Przygodzkim, czy Czarnym lesie, kiedy to w doliczonym czasie krotoszynianie przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę. Stało się tak po golu Adama Staszewskiego. Natomiast w ostatnim meczu tego sezonu na swoim terenie, Astra podejmowała Czarnych Dobrzyca.
Również ten pojedynek od początku był wyrównany, a poczynaniami drużyny gości kierował grający trener Michał Kosiński, dobrze pamiętany w naszym mieście. Poziom był jednak średni. Sporo było chaosu, skuteczniejsza gra obrońców niż napastników mających „rozregulowane celowniki”, których strzały najczęściej omijały obydwie bramki. Gdy już zanosiło się, że kibice w pierwszej połowie nie zobaczą goli, za zagranie ręką w polu karnym przez Łukasza Budziaka podyktowana została „jedenastka”. Jej pewnym egzekutorem okazał się Damian Baran (jeszcze nie tak dawno grający w Astrze).
Obraz gry niewiele zmienił się po przerwie, a do sędziego miano pretensje, za nie przyznanie karnego Astrze, również za zagranie ręką. W końcówce krotoszynianie przyspieszyli grę stwarzając większe zagrożenie. To przyniosło efekt w 75 min. kiedy to Karol Swora wyrównał. Później groźne strzały oddali jeszcze Karol Krystek i Krzysztof Ratyński, ale nie udało im się pokonać bramkarza rywali i obie drużyny podzieliły się punktami. Astra zagrała w mocno osłabionym składzie m.in. w bramce pojawił się dawno nie widziany Piotr Półtoraczyk, a podstawowy bramkarz – Patryk Wojtkowiak tym razem zagrał jako obrońca.