Po golach straconych w doliczonych czasach piłkarze Piasta przegrali z LKS Ślesin. To kolejne spotkanie, w którym piłkarze z Kobylina tracą decydujące bramki w końcówkach.
Doszło niemal do powtórki sytuacji z meczu z Olimpią Koło. Jedyną różnicą było to, że wówczas bramki padły z karnych, a teraz z akcji. A w międzyczasie był jeszcze przegrany pojedynek z Obrą, w którym decydującego gola kobylinianie stracili w... 90 minucie.
Jednak na porażkę ze ślesinianami kobylinianie nie zasłużyli. Stwarzali znacznie więcej dogodnych sytuacji. Co prawda pierwszą dobrą okazję mieli goście. Po rzucie wolnym Michała Golińskiego, bardzo niewiele pomylił się główkujący Łukasz Łajdecki.
Po drugiej stronie boiska, po rogu wykonanym przez Mateusza Pijanowskiego, nieco precyzji zabrakło główkującemu Patrykowi Kamińskiemu. W 20 minucie gospodarze mieli bardzo dobrą okazję w postaci rzutu wolnego z pobliża lewego narożnika pola karnego. Wykonawcą był Szymon Wosiek, ale trafił tylko w mur. Kwadrans później ślesiński duet Goliński – Łajdecki powtórzył zagranie z początku i widać było, że mają je oni dobrze wyćwiczone. Tym razem skończyło się na dobrej interwencji Arkadiusza Michałowicza (ale nawet gdyby piłka wpadła, to gol nie zostałby zaliczony, gdyż odgwizdany został spalony).
Po chwili akcję prawą stroną przeprowadził Patryk Kowalski i wręcz wyłożył piłkę Pijanowskiemu. Ten jednak mając przed sobą pustą bramkę, nie trafił w piłkę. To była nawet nie stu, a dwustu procentowa okazja. W 42 minucie swoimi sporymi umiejętnościami popisał się Goliński. Po minięciu kilku rywali dostrzegł wychodzącego na czystą pozycję Pawła Krygiera. Skutecznie jednak wmieszał się w to Michałowicz. W końcówce zabrakło zamknięcia akcji przeprowadzonej na lewym skrzydle przez Patryka Kamińskiego.
Tymczasem po szybkiej kontrze LKS-u, dobrą sytuację wykorzystał Mariusz Olczyk. Bramka do szatni padła w końcówce doliczonej minuty. Strzelec gola bliski zdobycia drugiego był niemal kwadrans po zmianie stron. Tym razem po jego główce piłka przeszła obok słupka. Chwilę później powinien być remis. Silnie i precyzyjnie po ziemi strzelił Pijanowski, ale Szymon Szymański jedną ręką zdołał jakoś wyekspediować piłkę poza boisko.
Upłynęły zaledwie dwie minuty, a znów zmuszony był on do interwencji – tym razem po rzucie wolnym Damiana Drewnowskiego. Zapewne byłoby inaczej, gdyby strzał skierowany został nie w środek bramki, a w któryś jej róg. W 74 minucie, po stałym fragmencie wykonanym przez Golińskiego, niewiele pomylił się główkujący Adrian Majewski. Ostatni kwadrans to przewaga miejscowych, ambitnie walczących przynajmniej o punkt.
Po dobrych strzałach Kowalskiego, Kamińskiego i Krystiana Jędrzejaka gości ratowały wybicia piłki przez Szymańskiego. Piast miał też dwie okazje w postaci rzutów wolnych z 25 metrów, ale uderzenia Drewnowskiego i Kowalskiego były równie mocne – co niecelne. Gdy już zanosiło się, że skończy się na jednobramkowej porażce kobylinian, ich otwartą grę wykorzystali piłkarze ze Ślesina. Bramkę zdobył Olczyk. Strzelił bramkę „do szatni”, dołożył na „do widzenia”. Chwilę po trafieniu sędzia zakończył spotkanie.
W niedzielę, 9 kwietnia kobylinianie zmierzą się u siebie z liderującym konińskim Górnikiem (16.00). Tym spotkaniem zespół z naszego powiatu zakończy serię meczów na własnym terenie. Niestety do tej pory nie wykorzystał tego atutu – przegrał wszystkie trzy wiosenne, ligowe spotkania.