Żeglarska pasja Marzeny Wiśniewskiej [ZDJĘCIA]

Kliknij tutaj aby przejść do powiązanej galerii

Stateczna na co dzień szefowa biura promocji w starostwie powiatowym potrafi podczas urlopu wypoczynkowego przemienić się w prawdziwego wilka morskiego. Dzięki żaglom poznała kawałek świata oraz męża.

Zaczęło się, gdy mała Marzenka miała kilka lat. Wówczas jako rodowita warszawianka pływała z rodzicami po Wiśle. Jako 10-latka zbuntowała się przeciwko żeglarstwu, bo bardziej pasjonowała ją siatkówka. Ale już jako 16 latka sama wróciła do pasji, którą zaszczepiali w niej rodzice. Pierwsze szlify zdobywała w Klubie Żeglarskim „Komandor” działającym przy Pałacu Młodzieży w Warszawie. Młodzi adepci żeglarstwa czerpali tam wiedzę z zakresu historii żeglarstwa, wiązania węzłów, oraz locji (dział nautyki opisujący wody żeglowne z punktu widzenia bezpiecznej żeglugi – przyp. red.).

Jako 19-latka zdawała egzaminy na sternika w Ośrodku Polskiego Związku Żeglarstwa w Trzebieży. - Przywiozłam stamtąd nie tylko patent sternika, ale także męża – opowiada. Instruktor za którym przywędrowała aż do Krotoszyna to żeglarz pełną gębą – z patentem kapitańskim. Para wkrótce wzięła ślub i do momentu pojawienia się pierwszego dziecka państwo Wiśniewscy żyli tylko pod żaglami. Mazury, Bałtyk, Zalew Zegrzyński. Potem zaczęło ich ciągnąć w cieplejsze rejony świata. Zaczarowały ją ciepłe wody Morza Śródziemnego, a w szczególności Grecja i Chorwacja. Choć Marzena Wiśniewska nazywa wody u wybrzeży Chorwacji rajem na ziemi, to również tam miała okazję odczuć potęgę morza. - Dwugodzinny sztorm o sile 10 w skali Beauforta był dla mnie i męża niesamowitą lekcją pokory. Doświadczeni żeglarze sobie w takiej sytuacji poradzą, ale kilka lat temu mieliśmy biały szkwał na Mazurach i nie wszyscy zachowali się prawidłowo i doszło do tragedii.