Antoś Bartkowiak w marcu obchodzić będzie 3. urodziny. Jest radosnym, energicznym dzieciaczkiem. Uwielbia spędzać czas w towarzystwie innych dzieci, bawić się na świeżym powietrzu, budować z klocków, udawać dinozaura - przynajmniej tak było do niedawna.
Niespodziewana diagnoza
Jak opisują rodzice chłopca, 11 listopada minionego roku, jak zwykle, wybrali się na wycieczkę do lasu. Było ulubione gorące kakao Antka, karmienie kaczek, zabawa w berka. Jednak po powrocie Antoś dostał wysokiej gorączki.
Po lekach temperatura spadła i syn znów stał się wulkanem energii. Od tego momentu jego samopoczucie jednak się pogarszało. Pojawiła się infekcja w buzi, bóle głowy, rączek i nóżek, a Antek zrobił się dziwnie blady. Niezwykle szybko na jego ciele pojawiały się siniaki. Pierwszy lekarz rodzinny, u którego się zjawiliśmy, nie wykrył niczego niepokojącego, ale dla pewności umówiliśmy się na wizytę u innego. Dostaliśmy też skierowanie na badania krwi - relacjonują Anita i Tomasz Bartkowiak.
Wiedzieli, że jest źle, gdy już po godzinie od pobrania krwi, dostali pilny telefon, że badania trzeba powtórzyć. Nie spodziewali się jednak, że diagnoza będzie taka - że trudno będzie nam się z nią pogodzić. Spodziewali się, że może mają do czynienia z jakąś poważną anemią, ale wiadomość o tym, że to białaczka sprawiła, że świat dosłownie im się zawalił.
Trudne rozstanie
Wyniki były tak złe, że Antoś otrzymał pilne skierowanie do Przylądka Nadziei - wrocławskiej kliniki, specjalizującej się w onkologii dziecięcej. I tak, rankiem 1 grudnia, zamiast zaplanowanego na ten dzień pieczenia świątecznych pierniczków musiał pożegnać się z mamą pod drzwiami szpitala. Za kilka tygodni miała urodzić się jego siostra, więc to nie mama mogła mu towarzyszyć w tej trudnej drodze, mimo że bardzo chciała. Został z nim tata, który zamykając za sobą drzwi placówki, miał głowie więcej trosk niż tylko choroba syna, ale także ciągłą obawę o żonę, nienarodzoną córkę, a także stan rodzinnych finansów, bo musiał zrezygnować z pracy zawodowej.
Walczy i tęskni
Od ponad dwóch miesięcy Antek i tata przebywają w szpitalu i wspólnie mierzą się z bardzo trudnym przeciwnikiem, jakim jest białaczka. Bywają lepsze i gorsze dni, a leczenie jest ciężkie, długie i bolesne.Mimo wielu cierpień, Antoś jest bardzo dzielny, mimo że nie do końca rozumie całą sytuację. Ciągle siedzi przy szpitalnym oknie i pokazuje, że chce już wracać do domu. Chciałby poznać swoją malutką siostrzyczkę, która urodziła się w połowie stycznia. Nie rozumie, dlaczego nie może przytulić się do mamy, śpiewać i tańczyć z nią, a widzi ją tylko w ekranie telefonu, dlaczego do dziadka może tylko pomachać przez szybę...
Wierzymy, że będzie zdrowy!
Na chwile obecną, rodzice Antka nie wiedzą, jak to wszystko się dalej potoczy. Jedno jest pewne - wierzą, że ich ukochany syn wyzdrowieje. Nawet jeśli Antoś będzie mógł w końcu opuścić szpital, leczenie będzie bardzo długie i kosztowne – i to nie tylko walka z białaczką. Potrzebna będzie rehabilitacja i wizyty u innych specjalistów, ponieważ pobyt w szpitalu negatywnie wpłynął na cały jego organizm.
Synek ma problemy z chodzeniem, mówieniem. By poradzić sobie z całą sytuacją i bólem musi dodatkowo brać leki przepisane przez psychiatrę, bo okazuje się, że nawet tak mały człowiek może cierpieć na depresję. Podobno leczenie białaczki u dziecka potrafi nawet cofnąć jego rozwój o rok, więc będzie potrzeba dużo pracy, wsparcia, rehabilitacji i pomocy lekarzy, by wszystko nadrobić - podkreśla mama Anita Bartkowiak.
Bezsilność
Choć od diagnozy minęło dopiero kilka miesięcy, Anita i Tomasz nie pamiętają już życia sprzed choroby, choć było to niedawno.
Teraz liczy się dla nas tylko to, żeby dziecko dobrze zniosło leczenie i by przyniosło ono oczekiwany skutek. Dla nas nie ma świąt, imprez rodzinnych, dni wolnych, problemów w pracy, nie myślimy o tym, co będzie w przyszłości. Liczy się tylko to, żebyśmy to przetrwali, a łatwo nie jest. Najgorsza w tym wszystkim jest nie sama choroba, ale także bezsilność - brak możliwości wpłynięcia na leczenie, na czas jaki tu spędzimy, na ilość cierpienia, jakie czeka nasze dziecko. Możemy jedynie zapewnić mu jak najlepszą opiekę, co też nie jest łatwe, bo przez pandemię jesteśmy zamknięci w małym pokoju - bez możliwości wyjścia na korytarz, do rówieśników, bez odwiedzić bliskich - co bardzo negatywnie wpływa na kondycję psychiczną Antosia - podkreślają rodzice Antosia.
Prośba o wsparcie
Największym marzeniem rodziny jest obecnie powrót do domu i bycie w końcu razem - we czwórkę, zrobienie zwykłych rzeczy, takich jak zjedzenie śniadania, zabawa z dziećmi, odwiedziny u rodziny, pójście na spacer, czy plac zabaw i położenie Antka spać do jego własnego łóżka, a nie szpitalnego...
By to wszystko było możliwe - zwracamy się do Was po pomoc finansową na leczenie i rehabilitację, bo sami nie damy rady. Zarobki rodziny mocno się uszczupliły przez ostatnie kilka miesięcy. Choć możemy liczyć na wsparcie rodziny, która podobnie jak my, drży o zdrowie naszego ukochanego chłopczyka, to niestety nie wystarczy. Dlatego zwracamy się o pomoc do wszystkich, którzy chcieliby wesprzeć naszego cudownego syna w tej trudnej walce - apelują rodzice.
Jak można pomóc?
Każda złotówka przybliży Antosia do szczęśliwego zakończenia leczenia i powrotu do normalnego życia - takiego, jakie powinien wieść 3-letni chłopiec.
- 1%
- Fundacja "Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową"
- Na leczenie i rehabilitację Antosia utworzono także zbiórkę na portalu zbiórek charytatywnych zrzutka.pl - Ratujmy życie Antosia Bartkowiak-Madera
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.