54-letni mieszkaniec Krotoszyna omal nie przypłacił życiem wizyty na pływalni "Wodnik" w Krotoszynie. Mężczyzna po kilkudziesięciu minutach spędzonych w wodzie nagle zasłabł po wyjściu z hali basenowej. Zimną krew zachowali ratownicy, którzy ruszyli mu z pomocą. - Miał szczęście w nieszczęściu, że to się stało na terenie obiektu, gdzie byli wykwalifikowani ratownicy. Jeśli wyszedłby i upadł gdzieś na chodniku, nie wiadomo jak ta sytuacja by się skończyła ? mówi poruszony Jacek Cierniewski, dyrektor ?Wodnika?.54-latek był już po zajęciach na pływalni. Po skończonym treningu jak zwykle udał się do przebieralni. Nic nie wskazywało, by źle się poczuł. - Nie było po nim widać niczego niepokojącego ? przyznaje Łukasz Binek, ratownik, który we wtorkowe popołudnie (7 kwietnia) doglądał kąpiących się na pływalni "Wodnik" w Krotoszynie. Jego upadek zauważył inny z klientów. Zaalarmował kasjerkę, a ta dała sygnał do ratowników na hali basenu. Gdy ratownicy byli już przy nieprzytomnym 54-latku, ten nie dawał oznak życia. - Nie oddychał. Przystąpiliśmy do resuscytacji krążeniowo-oddechowej ? mówi ratownik. Rozpoczął się morderczy wyścig z czasem. O zajściu było już powiadomione pogotowie, które po chwili było w drodze. - Przez 10 minut prowadziliśmy reanimację, a po przybyciu ratowników z pogotowia razem prowadziliśmy akcję dalej ? zaznacza Łukasz Binek. W pewnym momencie do prowadzących reanimację dołączył jeden z mieszkańców Krotoszyna, Walery Maćkowiak. Dochodziła 40 minuta reanimacji. W końcu u poszkodowanego powrócił oddech. Ratownicy przenieśli 54-latka do karetki. ? W chwili zdarzenia pacjent znajdował się w stanie śmierci klinicznej. Akcja ratunkowa na szczęście okazała sie skuteczna. Po ustabilizowaniu stanu w szpitalnym oddziale ratunkowym, mężczyzna trafił do oddziału kardiologii inwazyjnej w Lesznie ? mówi Paweł Jakubek, dyrektor SPZOZ w Krotoszynie. Okazało się, że mężczyzna przeżył rozległy zawał serca.
54-letni mieszkaniec Krotoszyna omal nie przypłacił życiem wizyty na pływalni "Wodnik" w Krotoszynie. Mężczyzna po kilkudziesięciu minutach spędzonych w wodzie nagle zasłabł po wyjściu z hali basenowej. Zimną krew zachowali ratownicy, którzy ruszyli mu z pomocą. - Miał szczęście w nieszczęściu, że to się stało na terenie obiektu, gdzie byli wykwalifikowani ratownicy. Jeśli wyszedłby i upadł gdzieś na chodniku, nie wiadomo jak ta sytuacja by się skończyła – mówi poruszony Jacek Cierniewski, dyrektor „Wodnika”.54-latek był już po zajęciach na pływalni. Po skończonym treningu jak zwykle udał się do przebieralni. Nic nie wskazywało, by źle się poczuł. - Nie było po nim widać niczego niepokojącego – przyznaje Łukasz Binek, ratownik, który we wtorkowe popołudnie (7 kwietnia) doglądał kąpiących się na pływalni "Wodnik" w Krotoszynie. Jego upadek zauważył inny z klientów. Zaalarmował kasjerkę, a ta dała sygnał do ratowników na hali basenu. Gdy ratownicy byli już przy nieprzytomnym 54-latku, ten nie dawał oznak życia. - Nie oddychał. Przystąpiliśmy do resuscytacji krążeniowo-oddechowej – mówi ratownik. Rozpoczął się morderczy wyścig z czasem. O zajściu było już powiadomione pogotowie, które po chwili było w drodze. - Przez 10 minut prowadziliśmy reanimację, a po przybyciu ratowników z pogotowia razem prowadziliśmy akcję dalej – zaznacza Łukasz Binek. W pewnym momencie do prowadzących reanimację dołączył jeden z mieszkańców Krotoszyna, Walery Maćkowiak. Dochodziła 40 minuta reanimacji. W końcu u poszkodowanego powrócił oddech. Ratownicy przenieśli 54-latka do karetki. – W chwili zdarzenia pacjent znajdował się w stanie śmierci klinicznej. Akcja ratunkowa na szczęście okazała sie skuteczna. Po ustabilizowaniu stanu w szpitalnym oddziale ratunkowym, mężczyzna trafił do oddziału kardiologii inwazyjnej w Lesznie – mówi Paweł Jakubek, dyrektor SPZOZ w Krotoszynie. Okazało się, że mężczyzna przeżył rozległy zawał serca.