Konflikt pomiędzy sołtysem Bud a szefem miejscowych strażaków najpierw wzbierał na sile, by znaleźć ujście podczas zebrania sołeckiego. Panowie chyba nie pałają do siebie sympatią, choć wspólnie działają w jednej jednostce.
Referendum!
Poróżnieni panowie przemówili się na zebraniu wiejskim. Najpierw szef miejscowej straży ochotniczej w Budach zarzucał sołtysowi nieorganizowanie spotkań rady sołeckiej. - Pokaż protokoły! - krzyczał Stefan Kaczmarek, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Budach. - Dwa lata nie było spotkania – grzmiał. Na co sołtys ze stoickim spokojem odparł, że spotkania się zawsze odbywały przed zebraniami wiejskimi, a brak protokołów z ostatnich zebrań nie świadczy wcale o tym, że rada sołecka się nie zbierała. - Temu nie pasuje, tamten nie chciał przyjść, ten znowu nie może w innym terminie. Gdybym miał czekać aż każdemu będzie pasować, to byśmy się w końcu nigdy nie spotkali – odparł Mirosław Siudy. No i się zaczęło. Szef miejscowych ochotników oraz poprzedni naczelnik jednostki nie przebierając w słowach, wyrażali swoje zarzuty wobec młodego sołtysa. – Już zaczynałeś coś kombinować – mówili. A Stefan Kaczmarek nazwał nawet Mirosława Siudego „dyktatorem”. Z sali padło również hasło „referendum”. - Żadnego referendum nie będzie, bo to są wybory sołeckie – próbował uspokoić atmosferę Lucjan Zmyślony, miejscowy radny.
Za „dyktatora” zrobiono najwięcej?
Czy brak protokołów z zebrań to dowód na bezczynność rady sołeckiej i sołtysa? Raczej nie, bo jak wylicza sołtys, że jego rządów Budy zyskały kanalizację, a sala wiejska została kompleksowo odremontowana. Podobnie jak remiza miejscowego OSP, która zdaniem wójta przeobraziła się z ubogiej w tą, na którą ochotnicy z innych jednostek spoglądają z zazdrością. Podobne zdanie ma wielu mieszkańców wsi. - Panie, zanim Siudy został sołtysem to tu były kiechy wyższe jak dorosły człowiek. Nic się nie dawało zrobić ze starym budynkiem przy remizie, bo powiat nie chciał dać zgody na rozbiórkę, a Mirek sobie i z tym poradził – opisuje jeden z uczestników zebrania. O co więc chodzi tak naprawdę? - Nazywają mnie dyktatorem, bo nie chciałem ich słuchać. Robiłem tak, jak sam uważałem za stosowne i udało mi się zrealizować to, co chciałem. Myślę, że mieszkańcy sami potrafią ocenić efekt mojej pracy – komentuje Mirosław Siudy. I choć jego nazwisko padło podczas zgłaszania kandydatów na sołtysa, odmówił. Jako powód swojej decyzji ironicznie odpowiedział, że w wiosce nie zostało nic do zrobienia i wobec tego, nie czuje się już potrzebny – o czym pisaliśmy w poprzednim numerze „Gazety Krotoszyńskiej”.
Kucharka podziękowała
Sołtysa wzięła w obronę także pani, która zajmowała się gastronomiczną obsługą zebrania. - Czy ten sołtys rządził naprawdę tak źle? Za poprzedników ciągle słyszałam, że niczego nie można zrobić. Sołtysem został pan Mirek i udało się zrobić wszystko. Dziwię się, że spada na niego tylko krytyka, skoro za jego kadencji stało się tak wiele. A na tej sali nie usłyszałam nawet pod jego adresem zwykłego „dziękuję” - powiedziała mieszkanka. Wtórował jej wójt Mariusz Dymarski, który nazwał odchodzącego sołtysa „prawdziwym liderem”. - Rzadko się zdarza, aby debiutant na stanowisku sołtysa zyskał takie poparcie i udało mu się tak dużo zrobić dla sołectwa, dlatego, Mirku, dziękuję – powiedział wójt. Nową sołtys Bud została Patrycja Droszcz, która pokonała Mateusza Krysia – o czym także informowaliśmy przed tygodniem.
[WIDEO]24[/WIDEO]