Pamiętacie jak Maksiu w „Seksmisji” wołał przerażony – „Ciemność widzę, ciemność? Być może będziemy tak za nim powtarzać – zwłaszcza, że włodarz Krotoszyna myśli o wyłączaniu ulicznych latarni. Tak drastyczny krok podyktowany jest kiepską sytuacją finansową miasta.
Wydatki majątkowe okrojono o ponad 27 milionów złotych. Nie stać nas na to, by przez cały rok oświetlać ulice. Nie wiemy - jak będzie z podwyżką prądu. Naczelnik już bada możliwość ewentualnego wyłączania oświetlenia w nocy – mówił wprost Franciszek Marszałek, burmistrz Krotoszyna.
Co wywołało oburzenie naszych czytelników. Tematem zainteresowały się nawet ogólnopolskie media, a w sieci rozszalały się komentarze i memy np. z wizerunkiem Franciszka Marszałka w masce Batmana i podpisem „Gdy w Krotoszynie gaśnie światło, a policja nie daje już rady”. Sam burmistrz żartobliwie wskazuje, że nocne ciemności mogą przynieść korzyści dla miasta. Jakie? Czytajcie w wywiadzie.
„Im ciemniej, tym przyjemniej”
Z Franciszkiem Marszałkiem, burmistrzem Krotoszyna rozmawia Marta Popławska.
Tegoroczny budżet Krotoszyna wywołuje wiele kontrowersji. Po tym, jak napisaliśmy w „Gazecie”, że rozważa pan wyłączanie światła w nocy sprawą zainteresowały się ogólnopolskie media.
Światło, które niejako stało się nośnikiem budżetu na 2020 rok jest najmniejszym problemem.
Dla pana najmniejszym, dla wielu najistotniejszym – zwłaszcza kiedy latarnie w nocy zgasną.
Są mieszkańcy, którzy przychodzą do mnie, bo mają latarnie uliczne przed domem i proszą, by je wyłączyć, bo świeci im w okna. Ostatnio mieliśmy kłopoty z oświetleniem w centrum miasta. Tam instalacje mają swoje lata – i jeżeli chodzi akurat o tę okolicę, gdzie ja mieszkam, to gdy lampy się nie paliły mogę powiedzieć, że było całkiem sympatycznie.
Brak światła ma więc swoje plusy?
Oczywiście, im ciemniej, tym przyjemniej (śmiech). Przyrost naturalny się zwiększa, może dzięki takim wyłączeniom więcej dzieci będzie się rodzić.
I wszystko jasne. Burmistrzowi nie chodzi o oszczędności, a o nowych obywateli.
Bo to same plusy. Ale tak poważnie, to pomysł wyłączania światła w nocy jest podyktowany szerszym tematem. Weźmy choćby działania rządzących w kraju – których my nie osądzamy – w postaci zmniejszenia podatku PIT z 18 do 17 procent. Owszem dla przeciętnego Kowalskiego jest to korzystne, ale my mamy 38,12 procent udziału w tym podatku i jeżeli się go obniża, to obniża się gminie wpływy. Tak samo to działa w przypadku zniesienia podatku PIT dla osób do 26. roku życia.
Czyli coś, co jest korzystne dla mieszkańców – nie jest korzystne dla budżetu gminy. Tych dwóch rzeczy nie da się pogodzić?
Gdyby rząd zaproponował dla gmin jakieś rozwiązanie alternatywne, żeby nam tę stratę zrekompensować – na przykład w postaci zwiększenia naszego udziału w podatku – to byśmy ten pomysł popierali z całych sił.
Mówił pan w poprzednim wywiadzie dla „Gazety Krotoszyńskiej”, że gmina straciła 12 milionów. Więc to raczej nie tylko problem podatków.
Oczywiście. To jedna ze składowych. Podwyższenie minimalnej pensji – z punktu widzenia osoby, która zarabiała 2.250 zł, jest rozwiązaniem korzystnym. Natomiast patrząc z perspektywy gminy – takich pracowników w szkołach i przedszkolach mamy około 150 – jeżeli wszyscy uzyskają podwyżkę do poziomu 2.600 zł i z tej kwoty zostanie wyłączony dodatek za staż pracy, to się – w przypadku osoby, która przepracowała 20 lat – robi kwota ponad 3.100 zł. Jeżeli to przemnożymy przez ilość osób, razy 12 miesięcy, to jest konkretna kwota.
I ryzyko, że osoby, które do tej pory zarabiały 2.600 zł też będą domagać się podwyżek.
To prawda, te osoby już teraz pytają ile będą zarabiać. A jeżeli do tego dodamy jeszcze podwyżki dla nauczycieli – w tamtym roku były dwie, od stycznia 5 procent i od września 9,6 procent – to one nam generują określoną kwotę. U nas pracuje przecież ponad 500 nauczycieli. Na ten rok jest to zwiększenie ponad 5 milionów. Do tego dochodzą jeszcze mniejsze rzeczy, które też zostały podniesione, jak na przykład dodatek za wychowawstwo klasy.
Więc to tylko i wyłącznie decyzje rządu wpłynęły na to, że teraz gmina musi zaciskać pasa i nie będzie żadnych nowych inwestycji?
Przez te działania rządu nasze możliwości finansowe zostały szacunkowo wyliczone na minus 12 milionów. To jest szacunek, bo jeżeli ktoś dziś zapyta, czy to na pewno będzie 12 milionów, to ja nie potrafię odpowiedzieć. Życzyłem skarbnikowi, żeby się pomylił na naszą korzyść. Bo jest jeszcze niebezpieczeństwo, że pomylił się w drugą stronę i ta strata będzie większa.
Wielu mieszkańców zarzuca panu, że problemy z budżetem wynikają z przeinwestowania w poprzednich latach.
Miarą rozwoju gmin jest poziom inwestowania. To jest to, co z jednej strony napędza, i to nie tylko gminę, ale całą gospodarkę kraju. Jako samorządy, nie jesteśmy oderwani od państwa. Stanowimy całość – jeżeli u nas będzie dobrze, to państwo też będzie miało się dobrze. Jeżeli nasi przedsiębiorcy będą mieli się dobrze, to i gmina będzie mieć się dobrze. To są naczynia połączone. Dlatego staraliśmy się inwestować, inwestowaliśmy i inwestujemy nadal mimo trudniej sytuacji. Kończymy rewitalizację Błoni i rozpoczynamy budowę przedszkola ze żłobkiem.
Rewitalizacja Błoni nie jest dobrze przyjmowana przez mieszkańców. Wielu uważa, że miliony wyrzucone w stadion, to niepotrzebny wydatek.
Przypomnę, że gdy zaczynaliśmy rewitalizację rynku, to odbyła się taka sama dyskusja. Dziś, gdy zapytamy o to, czy dobrze, że zrewitalizowaliśmy centrum – tych krytyków jest mało.
Uważa więc burmistrz, że Astra Krotoszyn będzie mistrzem Polski i taki stadion jest jej potrzebny?
Uważam, że średnie miasto powiatowe, jakim jest Krotoszyn, musi mieć zaplecze sportowe. Tak trochę pechowo się złożyło z tym uszczupleniem możliwości finansowych gminy, bo gdyby tego nie było, to pewnie byłoby mniej tych pytań. Natomiast myślę, że to będzie kolejny, przyjazny teren, który będzie służył mieszkańcom.
Uważa pan, że mieszkańcy wykorzystają wszystkie możliwości nowoczesnego stadionu piłkarskiego i trybuny na 2 tys. osób?
Trzeba zadać sobie pytanie, czy obecny stadion przynosił nam chlubę? Jeżeli do tego dodamy, że jesteśmy usportowioną społecznością i wiele dyscyplin cały czas się rozwija, to czy ci, którzy uprawiają ten sport nie zasługują na to, żeby mieć dobre warunki do tego? Wystarczy popatrzeć – ostatnie turnieje Lions Club, Akademia Reissa, Akademia Talentów – tych dzieci jest ponad tysiąc. I to jest odpowiedź na pytanie, czy nam to jest potrzebne.
Tym bardziej, że jeżeli faktycznie latarnie uliczne będą w nocy wyłączane, to dzieci – na co pan liczy - może być więcej.
Żartobliwie mówiąc, to tak. Ale – tak jak mówiłem wcześniej – z powodu braku pieniędzy w budżecie pojawił się ten pomysł wyłączania oświetlenia ulicznego. To jest tak naprawdę marginalna rzecz, bo w tym budżecie nie ma pieniędzy na wiele rzeczy, nie tylko na oświetlenie. Nie ma na wymianę pieców, nie ma inicjatywy lokalnej, na zabytki, chodniki, nowe drogi. Jednocześnie musieliśmy zastosować drastyczny program obniżania wydatków bieżących, co przełożyło się na to, że wydziały mają mniej pieniędzy, instytucje kultury, szkoły. Szukamy oszczędności.
Kosztem bezpieczeństwa mieszkańców?
To nie wpłynie negatywnie na bezpieczeństwo. W naszym miastach partnerskich, jak Fontenay-le-Comte – tam na wsiach o 23.00 lampy gasną. Nie chcemy wygasić całego miasta. Gdybyśmy byli zmuszeni ten pomysł wprowadzić, to zaczęlibyśmy od terenów mniej uczęszczanych, a dobrze oświetlonych. I to w godzinach nocnych, gdzie ruch faktycznie jest mały. Wieczorami – bo wtedy mam trochę czasu – spaceruję. I faktycznie po tej godzinie 22.00 na ulicach nie ma nikogo, ruch w mieście zamiera.
W tygodniu.
No tak, w tygodniu. To w weekendy będziemy świecić.