- Duch nie zniknął, pojawia się nadal i jest to wołanie o pomoc - alarmują mieszkańcy Kobylina i okolic.
Ich umysły ciągle zaprząta tajemnicza historia małej dziewczynki w czerwonym płaszczyku, która od jakiegoś czasu ma nawiedzać miasto, zaglądając nawet do ościennych powiatów. Początkowo historię rodem z archiwum X opowiadano sobie z przymrużeniem oka. Była tematem sąsiedzkich ploteczek, newsem o którym rozprawiali gimnazjaliści. Później zaczęto traktować ją poważniej. Wzbudzała strach, ale i zaciekawienie. Postać kilkulatki miała ukazywać się na kobylińskiej stacji paliw, na dworcu a nawet na wieży kościoła w Smolicach.
- Sąsiadka mi o tym mówiła. Początkowo nie wierzyłam, ale później powiedziało mi o tym kilka innych osób. Wiadomo, że wszystkim się wydawać nie może, więc coś jest na rzeczy - mówiła mieszkanka Kobylina.
Zaczęły mnożyć się domysły. Niektórzy w bladej twarzyczce dziecka dopatrywali się jednej z sierot, która w 1940 roku została przez gestapo przywieziona do Kobylina, po czym miała utopić się w miejscowym stawie.
Łowcy duchów
Dziś dziewczynką w czerwonym płaszczyku, która jak wynika z relacji kobylinian, nawiedza ich miasto, interesują się badacze zjawisk paranormalnych z odległych krańców Polski. Grupa z okolic Brzegu Dolnego zapowiedziała przyjazd do Kobylina.- Dysponujemy profesjonalnym sprzętem sprowadzonym ze Stanów Zjednoczonych, który służy do komunikacji z duchami. Wykrywacze, mierniki, specjalne kamery. Jednak byśmy mogli działać musi się trochę ocieplić, ponieważ w takich warunkach wszystko nam padnie – mówi pan Ireneusz.
O pomoc w rozwikłaniu zagadki poprosi również jasnowidza
- Zasięgnę jeszcze opinii znanego jasnowidza, Krzysztofa Jackowskiego. Wyślę mu zdjęcia z okolicy i poproszę o pomoc.
Gdyby badania potwierdziły, jak mówi specjalista, istnienie zjawy, wówczas łowcy duchów poproszą lokalnego księdza o odprawienie egzorcyzmów.
Duch bardziej realny niż łowca?
Historia ta przyciąga też naciągaczy. Do redakcji zadzwonił mieszkaniec Gostynia twierdząc, że jest łowcą duchów i chce jechać do Kobylina i tam przeprowadzić badania.- Jesteśmy grupą badaczy zjawisk paranormalnych i zainteresowała nas ta historia. Chcemy pojechać na miejsce i ją sprawdzić – mówił.
Postanowiliśmy mu w wyprawie towarzyszyć. Okazało się jednak, że rzekomy łowca jest bardziej nieuchwytny niż sama zjawa. W umówionym miejscu się nie zjawił.
- Samochód mi się popsuł i nie miałem jak dojechać – zarzekał się.
Postanowiliśmy jednak nie zniechęcać się tym, że paranormalnego łowcę pokonała rzecz tak prozaiczna jak auto. Daliśmy mu jeszcze jedną szansę.
- Na pewno się pojawię – obiecywał.
Nie pojawił się. Jego telefon do dziś nie odpowiada. Mamy nadzieję, że gostynianin w końcu się odnajdzie. Bo fakt, że duch jest bardziej realny niż jego łowca trochę nas niepokoi.
Zabobon, czy coś innego?
Opowieści o samotnym dziecku wędrującym po okolicy wywołała wojnę w sieci. Ci, którzy kategorycznie odrzucają istnienie duchów zarzucają kobylinianom zabobon i zacofanie.- Ten Kobylin powinni ogrodzić i jakiś skansen tam zrobić, żeby pokazać innym jak leśne dziadki wyglądają – uważa Karol.
Popiera go Marcin.
- Cały Kobylin huczy od tych plotek, a co niektórzy to już się z wodą święconą po zaułkach czają. Makabra, czego to ludzie nie wymyślą...
Większość internautów nie jest jednak tak sceptyczna.
- Jedni są ludźmi mocno stąpającymi po ziemi i nie wierzą w takie coś. Za to ludzie, którzy doświadczyli w swoim życiu czegoś takiego, patrzą na świat inaczej – przyznaje internautka.
I nie pomaga nawet rada prezesa Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, Jacka Tabisza.
- Cała ta sytuacja powinna być traktowana ze śmiechem. Bo to jest zabawne, że ludzie w XXI wieku wierzą w zaświaty.