Mistrz Świata w pięcioboju swoją przygodę ze sportem zaczął od gry w piłkę na skrawkach zieleni w zrujnowanym po wojnie Wrocławiu. - Do 1964 roku w tym mieście były praktycznie gruzy. Ale nam to nie przeszkadzało. Znajdowaliśmy jakieś małe łączki i kopaliśmy z kolegami z podwórka ? wspomina Czesław Roszczak z Łagiewnik. I śmieje się, że trenował także żużel. - Na własny sposób. Podpatrywaliśmy zawodników, a później sami ścigaliśmy się na żużlu. Trzeba było użyć sporej dawki wyobraźni, bo my nie jeździliśmy na motorach, tylko biegaliśmy po tym żużlu na nogach. Ale to były wyścigi ? żartuje 74 ? latek.Złamał słynny oszczep
Mistrz Świata w pięcioboju swoją przygodę ze sportem zaczął od gry w piłkę na skrawkach zieleni w zrujnowanym po wojnie Wrocławiu. - Do 1964 roku w tym mieście były praktycznie gruzy. Ale nam to nie przeszkadzało. Znajdowaliśmy jakieś małe łączki i kopaliśmy z kolegami z podwórka – wspomina Czesław Roszczak z Łagiewnik. I śmieje się, że trenował także żużel. - Na własny sposób. Podpatrywaliśmy zawodników, a później sami ścigaliśmy się na żużlu. Trzeba było użyć sporej dawki wyobraźni, bo my nie jeździliśmy na motorach, tylko biegaliśmy po tym żużlu na nogach. Ale to były wyścigi – żartuje 74 – latek.Złamał słynny oszczep
Czesław Roszczak jeszcze jako dziecko ukierunkował swoje sportowe zainteresowania na lekkoatletykę. - Jako 14-latek, wspólnie z kolegą ze szkoły zapisaliśmy się do wrocławskiego klubu - opowiada. I żartobliwie dodaje, że wpływ na wybór dyscypliny miał dojazd z domu na treningi. - Bardzo fajny tramwaj. Spod samego domu wiózł mnie prosto na stadion. Więc było wygodnie i szybko. Początkowo obecny mistrz świata w pięcioboju interesował się rzutem oszczepem. - W tym klubie trenował trzeci najlepszy oszczepnik w Polsce, Andrzej Walczak. On mnie tą pasją zaraził – mówi łagiewniczanin. I już na początku swojej przygody z rzutami Czesław Roszczak wpisał się na karty lekkoatletycznej historii. Był bowiem pierwszym Polakiem, który złamał słynny oszczep Helda. - Polska otrzymała tylko trzy takie oszczepy. Były produkcji amerykańskiej, a ich nazwa pochodziła od nazwiska zawodnika, który jako pierwszy przekroczył 80 metrów w rzutach. Andrzej Walczak był właścicielem jednego z nich. Kiedyś na treningu uprosiłem go, by pozwolił mi nim rzucić. I pechowo, bo jak rzuciłem, to Held w powietrzu pękł. Rozpacz była niesamowita – wspomina dziś z uśmiechem na ustach.Życie zdeterminowane przez sport
Ta niefortunna przygoda nie zniechęciła jednak pana Czesława. Ćwiczył dalej, a sport zawładnął niemal każdym aspektem jego życia. - Zawodowo byłem trenerem. Na początku w Śląsku Wrocław, później przenosiłem się z miejsca na miejsce. Bo szło się za pracą tam, gdzie była możliwość mieszkania. Więc z rodziną przeniosłem się do Wałbrzycha, gdzie zostałem koordynatorem sekcji lekkoatletyki Górnika Wałbrzych i trenerem grupy miotaczy – wylicza. Po 33 latach spędzonych w Wałbrzychu znów przyszedł czas na tułaczkę. Rodzice pana Czesława odziedziczyli gospodarstwo w Łagiewnikach. Po śmierci seniorki rodu szukano następcy, który by tam osiadł. Padło na Czesława Roszczaka, który przeniósł się z rodziną w okolice Kobylina. I ponownie zajął się sportem – tym razem jako nauczyciel w-f w szkole w sąsiedniej Pogorzeli. W okresie pracy zawodowej nie miał jednak wielu wolnych chwil na intensywne treningi. - W czasie gdy pracowałem nadal oczywiście ćwiczyłem, jednak głównie skupiałem się na trenowaniu innych. Po zakończeniu kariery zawodowej mogłem skupić się na sobie – przyznaje.Gdy Czesław Roszczak przeszedł na emeryturę, miłość do czynnej lekkoatletyki odżyła na nowo. - Trenuję codziennie, ciągle się rozwijam. Bo w sporcie nigdy nie można powiedzieć, że osiągnęło się już wszystko. Ciągle trzeba uczyć się nowych technik, ciągle są nowe cele. To jest piękne, bo dzięki temu jest motywacja do działania – podkreśla Czesław Roszczak. I z dumą przyznaje, że w tym roku świętuje swój sportowy jubileusz. - Minęło 60 lat od kiedy zainteresowałem się lekkoatletyką. I nadal się tym nie znudziłem, ciągle mnie to fascynuje.