Psy sołtysa Dzierżanowa były przetrzymywane w złych warunkach – stwierdzili inspektorzy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Dlatego mu je zabrali. Jeden z czworonogów już trafił do adopcji, drugi czeka na swój nowy dom. Tymczasem Krzysztof Szczotka uważa, że działanie obrońców zwierząt było bezprawne i godzi w jego dobre imię. Dlatego oddał sprawę do prokuratury. Członkowie krotoszyńskiego i wrocławskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami otrzymali zawiadomienie, że dwa psy należące do sołtysa Dzierżanowa są trzymane w złych warunkach. - Myśmy pierwsze zgłoszenie dostali dwa lata temu na sołtysa. Później zaczęło wpływać ich więcej, przypuszczam, że TOZ wrocławski też dostał jakieś zgłoszenia – mówi Katarzyna Hirszfeld – Odrowska, prezes TOZ w Krotoszynie. I dlatego, późnym wieczorem, 30 listopada, na terenie posesji Krzysztofa Szczotki pojawiła się grupa interwencyjna. - Wchodzą wieczorem, po zmierzchu, z samochodami na kogutach, z sygnalizacją świetlną. Wchodzi 7 osób, umundurowanych, w tym jedna osoba miała - nie tak jak policjant, że ma broń na pasku czy pod pachą – tylko broń na klatce piersiowej, kajdanki na klatce – opisuje sołtys Dzierżanowa. I nie zostawia na inspektorach TOZ-u suchej nitki. - Poziom interwencji był na prymitywnym i podłym poziomie.(...) Decyzję o odebraniu psów podjęli tylko inspektorzy TOZ Wrocław i TOZ Krotoszyn, żaden z nich nie przedstawił się jako lekarz weterynarii i moim zdaniem nie było specjalisty, który mógłby określić stan zdrowia zwierząt i stwierdzić ewentualne zaniedbania.
Odebrali zwierzęta, bo miały złe warunki Zdaniem szefowej krotoszyńskiego towarzystwa - psy zostały sołtysowi odebrane, ponieważ trzymał je w bardzo złych warunkach. - Szczeniak, nie dosyć, że miał krótki sznureczek, na którym był trzymany, to była mroźna już pogoda, miał tylko opartą deskę o mur i to było jego schronienie. Więc praktycznie nie miał schronienia. Drugi piesek też był na zbyt krótkim łańcuchu, bez dostępu do wody, w misce miał tylko jakąś starą, spleśniałą bułkę – opisuje Katarzyna Hirszfeld – Odrowska. I dodaje, że Krzysztof Szczotka zrzekł się prawa do psów, dzięki czemu inspektorzy od razu je odebrali i przekazali do adopcji. Sołtys mówi co innego. - Prosiłem, żeby pieski zostawili. Od razu mogłem pokazać warunki, w jakich będą przetrzymywane. Jednak państwo nie byli tym zainteresowani, bo ich celem było odebranie zwierząt, a nie zapewnienie im dobrych warunków – uważa Krzysztof Szczotka. I twierdzi, że został wprowadzony przez inspektorów w błąd. - Moje oświadczenie woli, które złożyłem, było złożone błędnie. (…) Zostałem perfidnie wprowadzony w błąd. Bo inspektor wyraźnie powiedział: „Pan, czy to podpisze, czy nie podpisze, to i tak pieski odbieramy administracyjnie. I to, czy pan podpisze, czy nie podpisze, nie ma żadnego znaczenia”. Powtarzałem 7-krotnie, jak nie więcej, że ja będę robił wszystko, bo ja je chce mieć z powrotem. Jestem w stanie im zapewnić lepsze warunki, do czego się zobowiązuję – opowiada Krzysztof Szczotka. I dodaje. - Aby móc odebrać zwierzęta administracyjnie musi być zgoda burmistrza lub wójta z danej gminy, o czym w chwili odbierania psów inspektorzy mnie nie poinformowali. Do tej pory takiej decyzji nie otrzymałem i cierpliwie za nią czekam, aby móc się odwołać. Sprawa w prokuraturzeKrzysztof Szczotka złożył w międzyczasie doniesienie do prokuratury na działanie krotoszyńskiego i wrocławskiego TOZ. - Będę walczył o odzyskanie zwierząt i o swoje dobre imię. Bo inspektorzy, jak mantrę, powtarzali, że „pan jest przestępcą i nie może być sołtysem”. A to nie jest rola inspektorów, decydowanie - kto może być sołtysem, a kto nie – mówi Krzysztof Szczotka. Sprawa jest rozwojowa. – Wszystko musi być zweryfikowane i każda ze stron, pod odpowiedzialnością karną, musi na policji złożyć wyjaśniania – mówi Maria Kołodziejczyk z krotoszyńskiej prokuratury. Dlatego do tematu wrócimy na łamach „Gazety Krotoszyńskiej”. (mar)