W Krotoszynie będzie krwawo Bój będzie wszędzie, ale najwięcej krwi poleje się w Krotoszynie. Chrapkę na gabinet przy Kołłątaja mają, na razie, cztery osoby. Szansa jest spora, wszystko przez to, że urzędujący od ponad 20 lat na tym stanowisku Julian Jokś postanowił nie ubiegać się o reelekcję. Po ogłoszeniu swojej decyzji wielu sądziło, że nie będzie chciał się rozstawać definitywnie z lokalnym podwórkiem i wystartuje chociażby do rady powiatu. A potem, kto wie być może gabinet starosty. Nic z tego. Julian Jokś postanowił, że owszem w wyborach wystartuje, ale jako kandydat ludowców do sejmiku województwa wielkopolskiego. Zdążył jednak już namaścić swojego następcę. I tak spod znaku zielonej koniczyny wystartuje Franciszek Marszałek. Kandydat ludowców konkurencji się nie boi. ? Jesteśmy dobrze przygotowani do wyborów ? zapewnia. I dodaje. ? Jestem urodzonym optymistą, dlatego wierzę w sukces nie tylko mój, ale całego ugrupowania ? zaznacza Franciszek Marszałek.
Gra o władzę rozpoczęta Czternastu kandydatów powalczy o pięć stanowisk burmistrza i jeden fotel wójta. Najkrwawszy bój rozegra się w Krotoszynie - pierwszy raz w historii bez Juliana Joksia, który nie będzie ubiegał się o reelekcję, choć z kariery samorządowej nie zrezygnował. Wszystko wskazuje też na to, że po raz pierwszy od wielu lat, wybór będą mieli również mieszkańcy Kobylina i Koźmina. Tam urzędujący burmistrzowie chyba doczekali się kontrkandydatów. Tak sytuacja wygląda na kilkadziesiąt dni przed wyborami. W Krotoszynie będzie krwawo Bój będzie wszędzie, ale najwięcej krwi poleje się w Krotoszynie. Chrapkę na gabinet przy Kołłątaja mają, na razie, cztery osoby. Szansa jest spora, wszystko przez to, że urzędujący od ponad 20 lat na tym stanowisku Julian Jokś postanowił nie ubiegać się o reelekcję. Po ogłoszeniu swojej decyzji wielu sądziło, że nie będzie chciał się rozstawać definitywnie z lokalnym podwórkiem i wystartuje chociażby do rady powiatu. A potem, kto wie być może gabinet starosty. Nic z tego. Julian Jokś postanowił, że owszem w wyborach wystartuje, ale jako kandydat ludowców do sejmiku województwa wielkopolskiego. Zdążył jednak już namaścić swojego następcę. I tak spod znaku zielonej koniczyny wystartuje Franciszek Marszałek. Kandydat ludowców konkurencji się nie boi. – Jesteśmy dobrze przygotowani do wyborów – zapewnia. I dodaje. – Jestem urodzonym optymistą, dlatego wierzę w sukces nie tylko mój, ale całego ugrupowania – zaznacza Franciszek Marszałek.
W wyborczą ruletkę na pewno zagra i to już zresztą po raz trzeci Zbigniew Brodziak. Radny powiatowy i członek zarządu krajowego SLD nie boi się porażki. - Uważam, że w Krotoszynie przyszedł czas na zmiany. Owszem wiele dobrych rzeczy udało się zrobić. Ale jestem przekonany, że można zrobić jeszcze więcej, jeszcze sprawniej. Przy oczywiście sprawiedliwym podziale środków pomiędzy mieszkańców miasta i wsi – uważa Zbigniew Brodziak.
Swojego kandydata ma też Platforma Obywatelska. Przez długie tygodnie jego nazwisko było trzymane w tajemnicy. Członkowie miejscowych struktur spotykali się debatowali, szukali. Typowali. Na giełdzie nazwisk znaleźli się obecny radny Paweł Sikora i przedsiębiorca i były radny Dariusz Rozum. Obaj odmówili. W końcu PO postawiło na Włodzimierza Szewczyka, który obecnie pracuje w Zespolonym Szpitalu Wojewódzkim w Kaliszu. Jak zamierza pozyskać głosy krotoszynian? – Mam wieloletnie doświadczenie w zarządzaniu dużymi zespołami ludźmi, kilkanaście lat pracowałem w oświacie, potem w SP ZOZ w Krotoszynie teraz w szpitalu w Kaliszu. Ta umiejętność będzie moim zdaniem atutem, ponieważ burmistrz to właśnie manager zatrudniony przez wyborców – uważa Włodzimierz Szewczyk. I dodaje. – To, że jestem mało znany w Krotoszynie uważam za atut ponieważ moim zdaniem im bardziej burmistrz jest wolny od lokalnych układów, tym jest lepszy. Nie chcę być znany z tego, że jestem znany. Chcę być znany z tego, co w życiu zrobiłem i zamierzam zrobić – zaznacza. Jego zdaniem w Krotoszynie przyszedł czas na zmiany. – W gminie jedna opcja sprawuje władzę od 20 lat wchodząc w różne koalicje. Czas, aby mieszkańcy mieli możliwość wyboru innych koncepcji, a nie byli skazani na jedną opcję – przekonuje.
Póki co tajemnicą owiane są plany Prawa i Sprawiedliwości. – Informacji na ten temat udzielimy dopiero po spotkaniu zarządu, które planujemy wkrótce – zapewnia Łukasz Starczewski, członek zarządu powiatowych struktur partii.
Brakiem ostatecznych uzgodnień z zarządem zasłania się też Leszek Kulka, szef Samorządowej Inicjatywy Obywatelskiej. Choć wieść gminna niesie, że propozycję startu otrzymał radny Paweł Radojewski. Ten jednak dementuje. – Będę kandydował do rady powiatu a nie na burmistrza. Inaczej jest z Mirosławem Gańko. – Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Nie będę na razie wypowiadał się na ten temat, przyjdzie jeszcze na to czas – mówi tajemniczo.
Koźminianie wreszcie będą mieli wybór? W Koźminie Wlkp. stanięcie w szranki z obecnym burmistrzem rozważa Leszek Lewandowicz. Właściciel biura prawnego już cztery lata temu, jak niosła wieść gminna, miał wystartować w wyborach. Jednak ostatecznie nie pojawił się na kartach do głosowania. Teraz jeszcze nie chce się wypowiadać w kwestii swego startu. - Będziemy rozmawiać po 17 września, bo do 16. można zgłaszać komitety – ucina Leszek Lewandowicz. Obecnie panujący włodarz w ostatnich wyborach bez kontrkandydata cieszył się 90-procentowym poparciem. Przeciwko niemu opowiedziało się tylko 400 wyborców. Czy zatem teraz w obliczu wyborczej walki o stanowisko czuje się zagrożony? - Trudno nie czuć się niezagrożonym lub zagrożonym. Bo wybory przynoszą różne rozstrzygnięcia, ludzie kierują się różnymi przesłankami. Ale mają prawo wyboru i dobrze, jeśli ten wybór otrzymują – uważa Maciej Bratborski, ubiegający się o reelekcję z listy SIO.
W Kobylinie będzie dwóch kandydatów? W podobnym tonie wypowiada się Barnard Jasiński z Kobylina, obecny burmistrz i kandydat PSL do stołeczka na następną kadencję. - Przez 8 lat przekonywałem do siebie wyborców, a to po efektach niezależnie od ocen widać – mówi Bernard Jasiński. Cztery lata temu krzyżyk przy jego nazwisku stawiał co trzeci wyborca. Nie miał jednak kontrkandydata. Teraz swoich sił wyborach chce spróbować kobylinianin – Dawid Skrzypczak. - Moja kandydatura jest aktualna. Nie chcę jednak być rozsławiany. Dużo ludzi mnie kojarzy, więc na razie nie chcę udzielać żadnej informacji – ucina Dawid Skrzypczak.
Rozdrażew – powtórka sprzed czterech lat? Osiem lat temu rywalem Mariusza Dymarskiego był Henryk Szkudłapski. Mało prawdopodobne aby jako urzędnik wystąpił w wyborach przeciwko swojemu przełożonemu. - Nie startuję – ucina krótko. Ubieganie się o fotel wójta potwierdziła za to Renata Zych – Kordus. Kierowniczka działu wsparcia rodziny w PCPR w Krotoszynie startowała już w wyścigu o fotel wójta cztery lata temu. Wówczas udało się jej zebrać 958 głosów, co dało 42,69% poparcia. Z urzędującym wójtem przegrała o ponad 300 głosów. Frekwencja wyniosła wówczas niewiele ponad 56%. - Tak, będę startować – potwierdziła kandydatka namaszczona przez Polskie Stronnictwo Ludowe. I dodała, że o założeniach swojego programu nie chce jeszcze rozmawiać. Przed kilkoma miesiącami wieść gminna niosła, że czarnym koniem wyborów na jedyne stanowisko wójta w powiecie może być Sławomir Szyszka z sąsiadującej z Grębowem - Cegielni (gm. Koźmin). Na te informacje prezes Rejonowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego zareagował śmiechem. - O mojej kandydaturze dowiaduję się od pana. Jest dużo więcej ważniejszych spraw, niż samorząd i na nich się skupię – zapewnia Sławomir Szyszka. Po trzecią kadencję z rzędu idzie Mariusz Dymarski. Za jego rządów gmina Rozdrażew zyskała kanalizację w dwóch dużych wsiach (Wyki, Nowa Wieś), odnowiono Gminny Ośrodek Sportu i Rekreacji i w unikalny sposób opanowano gospodarkę śmieciową, z którą niektóre samorządy nie radzą sobie do dziś. Niemal każda wieś ma wyremontowaną salę lub świetlicę. - Rozdrażew rozsądnie ogląda każdą złotówkę i nie wchodzi w zadania, na które nie ma możliwości pozyskania wsparcia z zewnątrz. Najpoważniejszym tematem są na pewno drogi i chodniki. Dotyka to każdej gminy i mimo dużych nakładów, potrzeby inwestycyjne są coraz większe – mówi Mariusz Dymarski, wójt Rozdrażewa.
Sulmierzyce – PO czy PSL? W Grodzie Sulimira kampania wyborcza ruszyła kilka miesięcy temu. Wówczas to w zaciszu miejscowej restauracji „Starogrodzkiej” Polskie Stronnictwo Ludowe namaściło Dariusza Dębickiego, byłego dyrektora Zespołu Szkół Publicznych w Sulmierzycach a obecnie pracownika kuratorium oświaty w Kaliszu, na swego kandydata w wyścigu o fotel burmistrza miasta. Ten zapewnia, że jest gotów do walki o najwyższy urząd w mieście. Czy obawia się kontrkandydatów? – Konkurencji zawsze trzeba się bać, bo trzeba ją szanować, gdyż ma wielu zwolenników, a obecny burmistrz jest mocnym kandydatem – przyznaje Dariusz Dębicki. Twierdzi, że jako włodarz miasta będzie miał kilka pomysłów do zrealizowania. – Dostrzegam możliwość w usprawnieniu pracy niektórych jednostek. Do tego dochodzi jeszcze sprawa poprawienia stanu dróg na Osiedlu Sulimira – wylicza kandydat PSL. O reelekcję ubiegał się będzie obecnie urzędujący burmistrz, Piotr Kaszkowiak, kandydat PO. W gronie chętnych do objęcia fotela burmistrza Sulmierzyc typowano także Józefa Januszkiewicza, Starszego Cechu Rzemiosł Różnych w Krotoszynie oraz Rafała Ozgę, który cztery lata temu próbował swych sił w wyborach samorządowych. Obaj nie zamierzają jednak włączyć się w samorządowy bój. Pierwszy, bo minęła mu ochota na ubieganie się o fotel burmistrza, którą miał jeszcze kilka lat temu. – Mam fotel emeryta. Bardzo dobrze spełniam się w rzemiośle i tam mi jest dobrze. Poza tym społecznie mam do zrealizowania wiele zagadnień, na co trzeba mieć też czas – przekonuje Józef Januszkiewicz. Natomiast Rafał Ozga twierdzi, że ma inne plany życiowe. – Niech sobie walczą o ten fotel inni. Mam teraz inne priorytety. Skupiam się na rodzinie i na razie odpuszczam sobie samorząd, co nie znaczy, że w przyszłości nie będzie kolejnego podejścia – uprzedza mieszkaniec Sulmierzyc.
Zduny - ciągle w rozkroku Z fotela burmistrza Zdun nie zamierza ustępować obecnie rządzący Władysław Ulatowski. – Po tylu latach funkcjonowania w samorządzie, ciężko mówić o przygotowaniu. Ale trema i stres zawsze są. Wybory w jakiś sposób się przeżywa – mówi włodarz Zdun. Na konkurencję czeka z otwartą przyłbicą. Czy znajdzie się chętny do podjęcia rękawicy? W „rozkroku” ciągle stoi radny powiatowy - Andrzej Szeszycki z PO. – Nadal się zastanawiam nad startem. Jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji – mówi. Ma wątpliwości, bo jak mówi w kampanii jest wiele „obietnic bez pokrycia i oczerniania”. - Cztery lata temu mówiło się o hali widowiskowo-sportowej. Gdzie ona teraz jest? Podejrzewam, że tegoroczna kampania odbywałaby się na podobnych warunkach, a nie wiem czy mnie na to stać w sensie moralnym – tłumaczy Andrzej Szeszycki. Z kolei z batalii o fotel burmistrza w Zdunach właściwie zrezygnował kandydat z ramienia SLD. - Na 95% nie będę kandydatem na włodarza miasta. Jeszcze czekam na zebranie, żeby to wszystko wyjaśnić. Maksymalnie za trzy tygodnie będą jakieś wiążące decyzje – mówi Artur Wiatrak.
Farida Leśniewska, Ewa Serafiniak, Tomasz Słaboszewski, Adrian Femiak