Jan Lisiecki zapowiada, że nie będzie ponownie ubiegał się o miejsce w kobylińskiej radzie. Wszystko, jak mówi, przez artykuły w „Gazecie Krotoszyńskiej”. Jan Lisiecki nie bywa ostatnio na posiedzeniach komisji i sesjach kobylińskiej rady. Nawet koledzy z samorządowej ławy nie wiedzą, co się u niego dzieje. – Nie mam żadnych informacji - mówi Mirosław Flak, przewodniczący komisji spraw społecznych, której członkiem jest Jan Lisiecki. Nieobecności Jana Lisieckiego na posiedzeniach nie umknęły również uwadze burmistrza Kobylina. – Ostatnio mało uczestniczy w spotkaniach. Jak była ta sprawa z Orlikiem, to coś tam mówił, że kandydować już nie będzie, ale to było dawno. A w ostatnim czasie nie miałem z nim nawet kontaktu. Na komisjach go nie ma, na sesji też go nie było – przyznaje Bernard Jasiński.
Ach, te artykuły Sam zainteresowany jest zdziwiony, że w gminie mówi się o jego nieobecnościach na posiedzeniach. – Ostatnie sesje były tak nieszczęśliwe, że to miałem imieniny i sporo gości, o czym wspominałem przewodniczącemu, bo był u mnie, a na sesji gdzieś miałem wyjazd – tłumaczy Jan Lisiecki, radny z Kobylina. I zapewnia, że w kolejnych sesjach będzie już uczestniczył. Choć zaraz dodaje, że już więcej o mandat w radzie starał się nie będzie. – Już nie będę startował na radnego. (...) Powodem były te wasze artykuły – mówi, odnosząc się do publikacji na łamach „Gazety Krotoszyńskiej”.
Najpierw powiedział, później odwołał Przywołuje tym samym materiał, w którym relacjonowaliśmy jedno z posiedzeń komisji, na którym radny Jan Lisiecki zarzucił ówczesnej animatorce orlika - Malwinie Gumiennej - niewywiązywanie się ze swoich obowiązków. – Orliki są głównie do gry w piłkę i ten obowiązek został zatracony. Dzieci często były bez opieki i zajęcia się nie odbywały. Myślę, że każdy o tym wie i nie ma tu osoby, która by tego nie wiedziała. Nie wierzę, żeby w urzędzie tego nie wiedzieli – mówił wówczas rajca. Ta – jak później uznał – niefortunna wypowiedź - wywołała lawinę zdarzeń. W konsekwencji Jan Lisiecki wycofał się ze swoich słów, które padły, przypomnijmy, publicznie. – Przeczytałem artykuł i po głębszej analizie i kontakcie z panią Malwiną, która poczuła się obrażona, doszedłem do wniosku, że kierowały mną emocje (...) i doszło do tego, że dostało się pani Malwinie w sposób chyba niezasłużony – mówił później Jan Lisiecki. I publicznie przepraszał animatorkę. – Uważam, że wyrządziłem krzywdę pani Malwinie. Chcę zmienić swoje stanowisko. (…) I przeprosić. I właśnie po tym incydencie wpływ Jana Lisieckiego na pracę rady był coraz mniej zauważalny, a on sam opuszczał spotkania. Dało się też słyszeć, że już więcej o mandat nie powalczy. Co ostatecznie rajca potwierdził kilka dni temu. Szkoda tylko, że za swoją własna wypowiedź winę próbuje zrzucić na „Gazetę Krotoszyńską”. (mar)