Jan Lisiecki najpierw ocenił, że kobyliński Orlik był źle zarządzany. Po publikacji materiału na ten temat w „Gazecie Krotoszyńskiej” – wycofał się ze wszystkiego i teraz przeprasza byłą animatorkę kompleksu – Malwinę Gumienną. Ta nie kryje, że stanowisko grupy radnych dotknęło ją boleśnie. Ma im za złe, że zrobili sobie z niej pośmiewisko, uwłaczając jej jako animatorce i kobiecie – Orliki są głównie do gry w piłkę i ten obowiązek został zatracony. Dzieci często były bez opieki i zajęcia się nie odbywały. Myślę, że każdy o tym wie i nie ma tu osoby, która by tego nie wiedziała. Nie wierzę, żeby w urzędzie tego nie wiedzieli – tak jeszcze kilka dni temu na spotkaniu komisji mówił radny Jan Lisiecki, na co dzień prezes Piasta. Powoływał się na telefony od rodziców, którzy rzekomo skarżyli się na organizację zajęć na Orliku. Negatywnie też ocenił pracę animatora – Malwiny Gumiennej. Wtórowali mu Piotr Chlebowski i Jan Patryas. Dyskusja na spotkaniu zdominowanym przez panów, przebiegała w żartobliwej atmosferze.
„Tak tej sprawy nie zostawię” Malwina Gumienna poproszona o odniesienie się do zarzutów pod jej adresem zapewniała, że zajęcia na Orliku prowadziła regularnie. Dodała również, że nie pozwoli się szykanować. - Tak tej sprawy nie zostawię. Mam multum osób, które stoją za mną. Rozmawiałam z dziewczynkami, którym prowadzę zajęcia. One rozprowadzą po szkole ankietę i uczniowie sami się wypowiedzą czy mają zastrzeżenia do mojej pracy. Zrobię też ankietę na facebooku.
Akcje i telefony jeszcze przed publikacją Jak zapowiedziała, tak zrobiła. Jeszcze przed publikacją artykułu na Facebooku powstała strona, gdzie internauci mieli wyrazić swoje opinię na temat pracy Malwiny Gumiennej. Również Jan Lisiecki dzwonił do redakcji zanim nastąpiła publikacja materiału. – (...) Jeżeli ten artykuł się ukaże, to ja zażądam moich płatnych przeprosin, że nie wiedziałem, że pani Malwina ma tyle nadgodzin – stwierdził radny. I dodał, że żałuje, iż poruszył sprawę publicznie. – Powiedziałem tylko, że docierały do mnie głosy, że Stanisław (Stanisław Frąckowiak – przyp. red.) wykonywał to lepiej. A pani zrobiła z tego sensację. Szkoda, że nie zrobiłem tego w gabinecie burmistrza, w cztery oczy – mówił.
„Myślę, że za daleko zabrnąłem” Dzień później zadzwonił po raz kolejny. – Czytałem artykuł. Wiem, mówiłem pewne rzeczy, nie ukrywam tego. (...) Ale to moje przejęzyczenie, bo ja też nie miałem świadomości, że ona w miesiącach zimowych nie pracuje. Dzwoniłem dziś do niej, przepraszałem – wyjaśniał radny. Stwierdził także, że na komisjach często samorządowcy sobie żartują. – Nie wypieram się tego, co powiedziałem. Bo powiedziałem. Ale w oparciu o telefony, które miałem. A potem powstała „dogadanka” i z tego zrodziła się sensacja. A ona teraz jest załamana. (...) Byłem zdenerwowany kilkoma sytuacjami i pewnie ten temat w nerwach niepotrzebnie poruszyłem. Stwierdził również, że Malwina Gumienna wiele robi dla Kobylina. – Jest wiele osób w Kobylinie, które żerują w pracy. Jest wielu słabszych nauczycieli wychowania fizycznego, którzy traktują to jako pańszczyznę, a ta dziewczyna wiele rzeczy robi. Myślę, że za daleko zabrnąłem ze swoimi wypowiedziami i chciałbym ją przeprosić – powiedział radny.
„Przepraszam panią Malwinę” Kilka dni później Jan Lisiecki wycofał się całkowicie ze swych zarzutów dotyczących pracy Malwiny Gumiennej. – Doszedłem do wniosku, że kierowały mną emocje (...) i doszło do tego, że dostało się pani Malwinie w sposób nie zasłużony – mówił radny. Sprecyzował, że telefony od zaniepokojonych rodziców miał, ale na początku pracy animatorki, w 2013 roku. Przyznał również, że w momencie gdy formułował zarzuty nie wiedział na czym polega praca animatora. – Po przeczytaniu artykułu zapoznałem się z obowiązkami animatora i dowiedziałem się, że to nie tylko piłka nożna. (...) Uznałem, że wprowadziłem opinię publiczną w błąd i swoimi wypowiedziami skrzywdziłem panią Malwinę. (...) Kłamstwem z mojej strony jest, że powiedziałem, że sam widziałem, że pani Malwina prowadziła zajęcia na sali. I tu jest mój błąd. Ja panią Malwinę widziałem tylko w styczniu, kiedy ona nie miała umowy z gminą – tłumaczył. I dodał. - Uważam, że wyrządziłem krzywdę pani Malwinie. Chcę zmienić swoje stanowisko. Mam na tyle odwagi cywilnej, żeby przeprosić. Na wstępie jej pracy mogłem jej podciąć skrzydła, czego nie chciałem.
„Minęły czasy, kiedy pewne stanowiska były zarezerwowane tylko dla mężczyzn” Malwina Gumienna nie kryje, że stanowisko grupy radnych dotknęło ją boleśnie. – Na jakiej podstawie można robić pośmiewisko z drugiej osoby, uwłaczając mi nie tylko jako animatorce Orlika, ale jako kobiecie? Panowie, minęły już czasy, kiedy pewne stanowiska były zarezerwowane tylko dla mężczyzn – mówi. I podkreśla, że posiada wiedzę i umiejętności niezbędne do prowadzenia zajęć sportowych, a radni powinni się zastanowić, zarówno nad swoimi zarzutami, jak i zachowaniem podczas posiedzeń rady. Tłumaczy też, że prócz pracy jako animatorka prowadziła również szkołę tańca. Powiadomiła o tym jednak dyrekcję szkoły, która nie miała żadnych przeciwwskazań, pod warunkiem, że nie będzie to kolidować z pracą na Orliku. - Dziwię się, że osoby, które piastują tak odpowiedzialne stanowiska, znając mnie od dziecka, nie mając konkretnego rozeznania w sprawie, wysuwają takie pochopne zarzuty – podsumowuje kobylinianka.
(mar)