reklama

Paweł Lisiak opowiada jak przebiegała jego walka z koronawirusem

Opublikowano:
Autor:

Paweł Lisiak opowiada jak przebiegała jego walka z koronawirusem - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KoronawirusŁowczy krajowy zmagał się m.in. z niedotlenieniem i ostrym zapaleniem płuc.

Tydzień temu Alina i Paweł Lisiakowie wydali oświadczenie, w związku z zakażeniem się przez nich koronawirusem, a jednocześnie protestując przeciwko pomówieniom i oszczerstwom, jakie ich zdaniem „wylały się” na ich rodzinę.

Jest nam niezwykle przykro z powodu oszczerstw, które nas dotknęły. Od połowy marca do wyjścia Aliny ze szpitala 12 kwietnia pozostawaliśmy odcięci od bieżących spraw. Dopiero teraz, po powrocie do domu, dotarła do nas ta ogromna fala nienawiści. Spotkały nas nie tylko fałszywe i krzywdzące oskarżenia, np. o łamanie przez członków naszej rodziny zasad kwarantanny, lecz także groźby podpalenia rodzinnego domu! - czytaliśmy w oświadczeniu.  

Z kolei kilka dni temu Paweł Lisiak zorganizował wideokonferencję, podczas której przybliżył m.in. moment, kiedy dowiedział się o zakażeniu się koronawirusem, a także późniejszych konsekwencjach związanych z przebiegiem choroby.  

Nie miałem świadomości, że jestem zarażony czy chory. Po raz pierwszy, takie realne niebezpieczeństwo, że być może mam koronawirusa dotarło do mnie w momencie, kiedy się dowiedziałem, że mój ojciec ma wynik pozytywny. Z ojcem widziałem się tydzień wcześniej, 8 marca. Natomiast 14 marca dowiedziałem się, że ojciec jest chory, kiedy trafił pod opiekę medyczną i wtedy czekałem na wynik - mówił Paweł Lisiak.

 

Zapewniał, że zaraz, kiedy otrzymał informację, iż w organizmie jego ojca wykryto wirusa COVID-19, niezwłocznie wysłał do wszystkich bliskich i znajomych wiadomość, iż miał kontakt z osobą chorą. Natomiast u niego samego, choroba przebiegała w sposób bardzo dynamiczny.  

Do 14 marca, kiedy wydarzenia nabrały tempa, właściwie nie czułem specjalnie objawów innej choroby, aniżeli tylko przeziębienia. W zasadzie nie miałem kataru ani suchego kaszlu, o których wówczas wiedziałem, że są rzeczywistymi objawami tej choroby. W momencie, kiedy się dowiedziałem (o zakażeniu ojca - przyp. red.) i skontaktowałem się z sanepidem, zacząłem sobie mierzyć temperaturę. Była ona w granicach 38.5 stopnia. Później podniosła się powyżej 39 stopni. Decyzja o przewiezieniu mnie do szpitala zakaźnego nastąpiła wówczas, kiedy jeszcze nic nie wiedziałem (o swoim zakażeniu - przyp. red.). W momencie, kiedy tam trafiłem, mój stan w sposób dynamiczny, bardzo się pogorszył - wspominał mieszkaniec Koźmina Wlkp.

 

Przyznał, że w szpitalu przy Szwajcarskiej w Poznaniu, został otoczony bardzo dobrą zarówno opieką medyczną, jak i lekarską.

W związku z tym, że mój stan zdrowia był zły, była podjęta decyzja o ewentualnej intubacji mnie. Natomiast mój stan fizyczny pozwolił na to, że byłem leczony intensywną terapią tlenową - mówił koźminianin.

Wirus jednak nie odpuszczał.

Miałem takie cztery dni, kiedy byłem bardzo niedotleniony. Miałem bardzo ostre zapalenie płuc, co nie do końca pozwalało mi na oddychanie. Występowały duszności. Ciężko było wręcz myśleć. W momencie, kiedy uzyskałem wynik pozytywny na obecność koronawirusa, o czym dowiedziałem się właśnie w szpitalu przy Szwajcarskiej, momentalnie bardzo krótką wiadomość o treści mniej więcej „jestem pozytywny”, wysłałem do wszystkich, w ślad za tą pierwszą wiadomością - tłumaczył Paweł Lisiak.  

 

Wyjaśnił, że leczono go środkami stosowanymi m.in. przy terapii związanej z leczeniem malarii czy HIV. Do tego dochodziła intensywna tlenoterapia, z której korzystał około 2 tygodni. Czy aktualnie jego organizm ponosi jakieś konsekwencje zakażenia się koronawirusem?

Nie czuję się jakoś inaczej. Czuję się w pełni zdrowy. Oczywiście jestem odrobinę osłabiony, ale myślę, że jest to związane z zapaleniem płuc, które było wynikiem zakażenia koronawirusem - przyznał łowczy krajowy.   

 

Podkreślił również, że w procesie leczenia, poza specjalistyczną opieką medyczną, bardzo pomocne okazało się także wsparcie ze strony przyjaciół.  

Wspomagali dobrym słowem czy opieką, szczególnie nasze dzieci, które zostały w domu, bo żona również została przewieziona do tego samego szpitala. Razem dzieliliśmy szpitalny pokój. Dla dzieci, czyli 23-letniej córki i 15-letniego syna, to też była pierwsza próba życia, bez nas. Dlatego chciałbym też podziękować tym wszystkim, dzięki którym mogli ten okres przetrwać, którzy dowozili im jedzenie i dbali o nich tak, że radzili sobie całkiem nieźle - wskazywał Paweł Lisiak.

 

Ponadto podczas wideokonferencji Paweł Lisiak zaapelował także do osób, które posiadają wiedzę na temat zakażenia koronawirusem jakiejkolwiek osoby, by te powstrzymywały się od przejawiania nieżyczliwości, w stosunku do chorujących i ich bliskich.

Chodzi po prostu o hejt, który naprawdę doprowadził do jakichś wręcz stanów depresyjnych wśród moich najbliższych. Nie mogłem im pomóc. Słyszałem tylko przez telefon, że hejt nie pozwala im normalnie żyć i są w coraz gorszym stanie. Próbowałem podtrzymywać ich na duchu, ale na niewiele to się zdało. To było coś, co mi bardzo przeszkadzało w odzyskiwaniu sił i samym leczeniu, bo z jednej strony walczyłem o zdrowie i życie a z drugiej wiedziałem, że nie mogę pomóc z tego szpitala dzieciakom, które niestety czytały w internecie to co wypisywano i teraz wiem, jak bardzo słowo może zranić. Nikt nie wybiera sobie choroby i nie przekazuje jej dalej w sposób świadomy. Sam poniosłem wysoką cenę tej choroby, bo mój ojciec niestety przegrał z nią walkę - przyznał mieszkaniec Koźmina Wlkp.  

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE