Zrujnowany budynek dawnej szatni WSM PZL Krotoszyn spędza sen z powiek mieszkańcom osiedla przy Konstytucji Trzeciego Maja. Obiekt jest tylko w części odgrodzony, od strony marketu. Natomiast bez problemu można się dostać do środka z osiedlowego podwórza.
Zrujnowany budynek dawnej szatni WSM PZL Krotoszyn spędza sen z powiek mieszkańcom osiedla przy Konstytucji Trzeciego Maja. Obiekt jest tylko w części odgrodzony, od strony marketu. Natomiast bez problemu można się dostać do środka z osiedlowego podwórza.
Mieszkańcy uważają, że budynek należący do prywatnego przedsiębiorcy powinien zostać rozebrany. Niestety głosów w tej sprawie podnoszonych od lat nikt nie słuchał. - Jutro zajmę się tym tematem – obiecywała Joanna Król-Trąbka, wiceburmistrz miasta, w trakcie spotkania z członkami osiedlowej rady nr 1 w Krotoszynie. Szybko jednak spotkała się z ripostą ze strony mieszkańców żywo zainteresowanych tematem. - A co do tej pory urząd zdziałał. Przecież nie pracuje pani tam od dzisiaj – zwrócił jej uwagę jeden z zebranych. Zastanawiał się, kto weźmie odpowiedzialność, gdy na terenie pustostanu dojdzie do tragedii.Budynek w stanie katastrofalnym
W końcu obiektowi zdecydowali się przyjrzeć inspektorzy nadzoru budowlanego. I choć już na pierwszy rzut oka stwierdzono, że ruina jest w katastrofalnym stanie, to doprowadzenie do rozbiórki nie wydaje się takie proste. - Po kontroli sierdzono, że obiekt nie nadaje się do użytkowania. Jednak by doprowadzić do wydania orzeczenia w jego sprawie, najpierw musi się odbyć postępowanie administracyjne, w trakcie którego właściciel będzie zobowiązany przedstawić swoje plany i perspektywy odnośnie budynku – mówi Grażyna Wałęsa z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Krotoszynie.„Jeśli rozbiorę, pozostanę z niczym”
Tymczasem okazuje się, że kwestia własności terenu i budynku jest wciąż nieuregulowana. Budynek należy do krotoszyńskiego przedsiębiorcy Edmunda Pestki, obiekt zaś jest zlokalizowany na działce będącej własnością spółdzielni mieszkaniowej. - Jeśli rozbiorę budynek, to pozostanę z niczym, nie będę miał żadnego prawa do tego terenu – mówi Edmund Pestka. Przyznaje, że budynek rzeczywiście zagraża bezpieczeństwu i nawet on sam omija go szerokim łukiem. Od czasu do czasu, jak mówi, zabezpiecza wyrwy w murze drewnianymi paletami. Po jakimś czasie zabezpieczenia jednak są niszczone. Jak zaznacza, domaga się od spółdzielni wydania mu terenu pod budynkiem. - Już raz za niego zapłaciłem, kupując budynek. Nie rozumiem, dlaczego działka nie należy do mnie. Spółdzielnia chciała za nią 100 tys. zł, teraz 70 tys. zł. Nie zamierzam im płacić za coś, co już kupiłem – twierdzi przedsiębiorca. Zaznacza, że rozważa oddanie sprawy do sądu. Przedstawiciele spółdzielni mieszkaniowej na razie nie zamierzają się odnosić do sprawy. - Wiemy, że była kontrola nadzoru budowlanego. Czekamy na wnioski z ekspertyzy – ucina Halina Kempa z Krotoszyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.