Na krotoszyńskim rynku nie usłyszymy już „Pszczółki Mai” czy „Pana Tik – Taka”. Zamiast tego z głośników lecą rytmy znane z Mission Impossible czy walk boksera - Dariusza Tigera Michalczewskiego. Zmiana repertuaru kosztowała 35 tys. zł.
Fani Zbyszka Wodeckiego płaczą rzewnymi łzami – właśnie stracili okazję do codziennego słuchania „Pszczółki Mai” rozbrzmiewającej na krotoszyńskim rynku.
- Niemalże codziennie chodziliśmy z dziećmi, żeby mogły posłuchać i pośpiewać swoje piosenki – mówi mama dwójki maluchów.
A jej starszy, 5-letni syn dodaje. - Było super!
„Swoich nie mamy”?
Koniec z tym. Władze Krotoszyna, wychodząc chyba z założenia, że dzieci i ryby głosu nie mają, a i do urn wyborczych nie pójdą – zdecydowały o wycofaniu piosenek dla najmłodszych. I od kilku dni, zamiast wspomnianej „Pszczółki Mai” czy „Pana Tik – Taka” po południu w centrum miasta słychać popowe przeboje. I to w dodatku w języku angielskim.
- To my już swoich piosenek nie mamy? Nikt po polsku nie śpiewa? – denerwują się starsze panie odpoczywające na rynku.
„Normalne utwory”
Młodsze pokolenie jest innego zdania.
- Tą „Pszczółką Mają” to już można było rzygać. Cały czas to samo, na łeb się dostawało – wskazuje nastolatka z Krotoszyna.
I nie ukrywa, że nowy repertuar bardziej trafia w jej gusta.
- O 17.00 na rynku są nie tylko dzieci. To pora dla wszystkich i fajnie że w końcu są utwory, które ludzie znają, lubią, w radiu puszczają - podkreśla.
Rzeczywiście teraz od godziny 17.00 przez 15 minut słychać Mission Impossible (feat. Lindsey Stirling), Happy (from Despicable Me 2), Eye of the Tiger i Sing It Back (feat. Becky Hill). A i fani muzyki poważniejszej znajdą coś dla siebie. O godzinie 21.00 z fontanny sączy się The Nutcracker, Op. 71 Waltz of the Flowers, Come Fly With Me, Carmen, WD 31, Act I Overture - Prélude i Time to Say Goodbye. - Miło się słucha – zachwala grupa znajomych siedząca w jednym z ogródków piwnych.
Nowe też się znudzi
Głównym argumentem władz za zmianą muzycznego repertuaru było znudzenie dotychczasowymi piosenkami.
- Ja bym chętnie zmieniał co roku, ale to kosztuje. We Wrocławiu wydają na to kilkaset tysięcy rocznie. Nas na to nie stać – mówi Michał Kurek, szef komunalki w krotoszyńskim urzędzie.
A najgorzej i tak mają ci mieszkający i pracujący przy rynku. Dla nich nie ma ratunku. Co by to nie było, to codziennie to samo.