Grupa mieszkańców Kuklinowa uważa, że hodowla trzody chlewnej prowadzona przez Mariana Dymarskiego zagraża ich zdrowiu i środowisku. Kobyliński przedsiębiorca i radny odpiera zarzuty, twierdząc, że wszystko robi zgodnie z prawem. 200 sztuk świń liczy hodowla należąca do Mariana Dymarskiego z Kuklinowa. Spore stado, jest w opinii grupy mieszkańców wsi, bardzo uciążliwe. – Od ponad dwóch lat borykamy się z poważnym problemem śmierdzącego, gryzącego w oczy i krtań odoru wydobywającego się z masowej hodowli świń – alarmują. Sprawę zgłosili, i to już w 2012 roku, do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Kaliszu.
Inspektorzy przyjechali, skontrolowali i okazało się, że gnojowica z obory i stodoły, w których, prócz chlewni, prowadzony był chów, wypływa na grunty. Z kolei w okolicy budynków gospodarczych stwierdzono dużą ilość much i wyczuwalny, silny zapach gnojowicy. Brakowało również szczelnych zbiorników do gromadzenia gnojówki i gnojowicy. – Mariana Dymarskiego ukarano mandatem karnym w kwocie 400 zł za brak zbiorników i mandatem w kwocie 500 zł za wprowadzanie do ziemi ścieków. Zobowiązano go również do naprawienia naruszeń – wyjaśnia Jakub Kaczmarek, szef WIOŚ w Kaliszu. Ponowna kontrola wykazała, że kobyliński radny zaprzestał hodowania świń w stodole i zaopatrzył się w szczelne zbiorniki.
Hodowca, który na co dzień mieszka w Starymgrodzie, uważa, że to sąsiedzi z Kuklinowa utrudniają mu życie. – Ludzie chcą, żebym zaprzestał produkcji. Ich to boli, że ja mam trójkę dzieci na studiach, że ja nie korzystam z pomocy opieki społecznej, że jestem człowiek zaradny. Boli ich, że radzę sobie w życiu. To zazdrość – uważa Marian Dymarski, hodowca i kobyliński radny. Przyznaje, że latem może być problem z zapachem, ale sporadycznie. - Nie jest to coś, co się utrzymuje cały czas – zapewnia. Świń w stodole również już nie trzyma. – Ja ugodowy człowiek jestem. W okresach letnich, gdy prosie taniało, to żeśmy dokupili prosiąt i wtedy trzymaliśmy je w stodole. Ale to kwestia dwóch tygodni i przenosiliśmy je do chlewni - mówi. I dodaje. - Moja sąsiadka przesadza. Jak tylko transport świń przychodzi to z aparatem biega, zdjęcia robi. A ja muszę dostawcom tłumaczyć co się dzieje – irytuje się.
Szerzej w "Gazecie Krotoszyńskiej".
(mar)