reklama

Mokronos. "Gdyby nie sąsiad, spłonęlibyśmy żywcem"

Opublikowano:
Autor:

Mokronos. "Gdyby nie sąsiad, spłonęlibyśmy żywcem" - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

Żadna z dziesięciu osób mieszkających w domu wielorodzinnym w Mokronosie nie przypuszczała, że w środku nocy będzie zmuszona w panice ratować się przed pożarem.Wszyscy spali, gdy nagle w domu, na poddaszu rozszalał się ogień. - Zrobiło się jasno i się przebudziłam. Wszędzie był dym, ogień szalał, przeraziłam się ? mówi pani Krystyna. To właśnie w jej pokoju pojawił się ogień, który szybko ogarnął wnętrze i całe piętro budynku.

Żadna z dziesięciu osób mieszkających w domu wielorodzinnym w Mokronosie nie przypuszczała, że w środku nocy będzie zmuszona w panice ratować się przed pożarem.Wszyscy spali, gdy nagle w domu, na poddaszu rozszalał się ogień. - Zrobiło się jasno i się przebudziłam. Wszędzie był dym, ogień szalał, przeraziłam się – mówi pani Krystyna. To właśnie w jej pokoju pojawił się ogień, który szybko ogarnął wnętrze i całe piętro budynku.

„Ogień szalał już wszędzie”

- Zbiegłam na dół i wołam do mamy, że się pali. Złapałam bańkę z wodą i pobiegłam z powrotem, chciałam gasić. Ale na nic się to zdało, bo ogień szalał już wszędzie – relacjonuje. Hałas i krzyki obudziły sąsiadów. - Obudziłem się, bo wydawało mi się, że coś ze schodów spadło. Wtedy poczułem dym, wyjrzałem na klatkę i zobaczyłem, że się pali – mówi mężczyzna, który mieszkał na parterze. Obudził żonę i pobiegł na górę, by budzić syna, jego żonę i dwójkę dzieci. - Dom jest podzielony na pół. Po jednej stronie mieszka nasza rodzina, ja z żoną na dole, a syn z rodziną na piętrze. Po drugiej stronie mieszkają sąsiedzi – tłumaczy mieszkaniec Mokronosa.

Strażak uratował im życie

Gdy obie rodziny w panice opuszczały budynek na zewnątrz działali już lokalni strażacy – ochotnicy. - Sąsiad życie nam uratował. Mariusz Klarzyński. Gdyby nie on, to spłonęlibyśmy razem z całym budynkiem – przyznają wdzięczni pogorzelcy. - Obudził się w nocy, bo mu się płomienie odbijały w lustrze. Myślał w pierwszej chwili, że to kombajn jedzie, ale zobaczył ogień. Wybiegł z domu tak jak stał i pobiegł włączyć syrenę strażacką, bo on ochotnikiem jest. Gdy tylko zawyła syrena natychmiast ochotnicy zjawili się w remizie. - Mariusz, Marcin, inni. Wybiegli z domu tak jak stali, ubierali się w trakcie. Od razu gasić zaczęli, wodę ze stawu pompowali i polewali największy ogień. Jesteśmy im bardzo wdzięczni. Później przyjechali inni i też gasili – podkreślają pogorzelcy.

Stracili dobytek życia

I choć w pożarze nikt nie ucierpiał, to obie rodziny straciły praktycznie wszystko. - Meble, ubrania, książki. Mieliśmy już wyprawkę do szkoły przygotowaną, bo Damian we wrześniu idzie do trzeciej klasy gimnazjum, a Wojtek do 6 podstawówki. Wszystko się spaliło – mówią zrozpaczeni rodzice. I boją się, czy ich mieszkanie da się wyremontować. - Nie mamy nic, tu trzeba wszystko remontować, stropy całe, ściany, podłogę. Wszystko trzeba wymienić – wyliczają. I proszą o pomoc. - Gdyby ktoś miał zbędne meble, materiały budowlane, łóżka, ubrania. Podręczniki dla dzieci, książki. Będziemy bardzo wdzięczni.

Potrzebna pomoc

Część budynku grozi zawaleniem, dlatego jedna z rodzin nie mogła wrócić do swojego mieszkania. Tymczasowe schronienie znalazła w miejscowej szkole. - Gmina nam to załatwiła. Ale jakoś sobie radzimy, po rodzinie – przyznaje pani Krystyna. Jej sąsiedzi są w lepszej sytuacji, bo cała rodzina może korzystać z części mieszkania na parterze. - Ogień tu nie dotarł, więc nic nie jest spalone. Zalało nas tylko, ściany, sufit. Ale najważniejsze, że wszyscy żyjemy. Pomoc pogorzelcom zapowiada również gmina. - Obie rodziny ucierpiały w tym pożarze. Jedna z nich nie może wrócić do budynku, dlatego zapewniliśmy jej tymczasowe schronienie w szkole, a docelowo przygotowujemy lokum zastępcze do czasu wyremontowania budynku. Oprócz tego w miarę możliwości udzielimy obu rodzinom pomocy materialnej i rzeczowej – zapewnia Maciej Bratborski, burmistrz Koźmina Wlkp. Co sprawiło, że w pokoju na piętrze zaprószył się ogień? To ma ustalić policyjne śledztwo. - Na miejscu był nasz technik, prowadzimy czynności w tej sprawie. Na razie nie możemy stwierdzić co było przyczyną pożaru – mówi mł. asp. Piotr Szczepaniak, rzecznik krotoszyńskiej policji.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE