Włodzimierz Szymczak z Nowej Wsi to artystyczna dusza. Pisze do szuflady. Tkwi w nim także żyłka kabareciarza. Ale najwięcej frajdy sprawia mu „dłubanie” w drewnie. Większość swoich prac rozdaje za darmo.Włodzimierz Szymczak mieszka niemal na samym końcu Nowej Wsi. Można by rzec – odludzie. Jednak jego posiadłość przypomina bardziej ranczo niż pustelnię. Piękny domek. Zadbany ogródek. Obok mały staw, w którym pluskają się śnieżnobiałe gęsi. Cisza. Spokój. Ma to swoje uroki, ale i minusy. - Jak mi tu nawieje zimą śniegu, to jest kłopot z dojazdem i odjazdem. Chleba muszę nakupić na tydzień – żartuje. Zaczął „drapać” w ubiegłym stuleciu Brak bezpośredniego sąsiedztwa sprzyja realizacji jego hobby, którym jest rzeźbienie w drewnie. Pan Włodzimierz z zawodu jest leśnikiem. Od trzech lat nie pracuje. Przebywa na rencie. Ale jak widać po jego pasji – ciągnie wilka do lasu. Rzeźbiarstwem zaczął się zajmować jeszcze wtedy, gdy był aktywny zawodowo. - Było to z 15 lat temu. Miałem jakieś korzenie po zrębie i zacząłem sobie tam coś „drapać”. Chwyciło – opowiada. I dodaje. - Traktuję rzeźbiarstwo jako odskocznię od codzienności, daje mi to wyciszenie i relaksuję się przy tym. Zaznacza, że nie korzysta z pniaków, ale z tego, co zostaje po wycięciu drzewa – czyli z korzeni. Najbardziej lubi pracować z drewnem bukowym. - Ma swoje charakterystyczne nierówności i garby, które sprawiają, że nieraz jak spojrzę na korzeń, to już wiem, co z tego wyjdzie – mówi.
Austriak płaci w euro
Większość jego prac trafia do znajomych i do osób, którym się one zwyczajnie podobają. – Np. przyjechał do mnie znajomy, pracujący obecnie w Austrii. Był z nim jego pracodawca, któremu wpadła w oko kolekcja zwierząt leśnych, które wyrzeźbiłem – dzika, lisa, zająca. I zapytał, czy może ją sobie zabrać. Powiedział nawet, że podczas kolejnej wizyty znowu do mnie zajrzy i może znów coś weźmie – relacjonuje. Pan Włodzimierz. Obecnie pracuje nad kolejnym kawałkiem drewna. - Mam już wizję, co z niego zrobię. Niech pan zgadnie, jaką dam mu nazwę – zagaduje. I ciągnie dalej. – Zresztą jak pan zobaczy efekt finalny, to sam pan na to wpadnie – zapewnia. Jak dużo czasu potrzebuje, aby pokrzywiony korzeń zmienić w efektowną rzeźbę? - Czasami zejdzie mi kilka godzin. Ale jak wpadnę niekiedy w trans, to i cały weekend zleci mi z dłutem w ręku. Nie ma reguły – opisuje rzeźbiarz-amator. I dodaje, że w niektórych przypadkach musi namoczyć drewno, aby łatwiej mógł je obrabiać. Skromny i nieznany? Jak dotąd o jego pasji wiedzieli tylko miejscowi, bo pan Włodzimierz unika rozgłosu. W tym roku zastanowi się jednak nad wzięciem udziału w Przeglądzie Amatorskiej Twórczości Artystycznej, którego siódma edycja odbędzie się w Rozdrażewie już w drugi weekend października. - Musiałbym przygotować kilka prac, bo w domu za dużo nie zostało. Jeśli zdążę, to chętnie pokażę moje „drewienka” - kończy rzeźbiarz.
(tom)