?Dziękuję za darowanie drugiego życia?- zegarki z takim grawerem podarował ratownikom z basenu ?Wodnik? w Krotoszynie Roman Stawowy, maratończyk z klubu biegowego KS Krotosz. - Gdyby nie wy, nie moglibyśmy się już więcej spotkać i pewnie leżałbym na Raszkowskiej ? mówił wzruszony 54-latek.
„Dziękuję za darowanie drugiego życia”- zegarki z takim grawerem podarował ratownikom z basenu „Wodnik” w Krotoszynie Roman Stawowy, maratończyk z klubu biegowego KS Krotosz. - Gdyby nie wy, nie moglibyśmy się już więcej spotkać i pewnie leżałbym na Raszkowskiej – mówił wzruszony 54-latek.
Pan Roman drugie życie zawdzięcza ratownikom - Łukaszowi Binkowi, Bartoszowi Klonowskiemu i Tomaszowi Kucy. To oni ruszyli mu z pomocą, gdy po wyjściu z hali basenowej osunął się z miejsca w kawiarence - o czym pisaliśmy w „Gazecie Krotoszyńskiej”, bo jak się okazało doznał rozległego zawału serca. Właśnie wtedy pan Łukasz zaalarmowany przez kasjerkę skrzyknął pozostałych ratowników i podbiegł do pana Romana. Z kolegami zaczął masaż serca, a po chwili dołączył do nich Walery Maćkowiak, także członek klubu Krotosz. - Zobaczyłem, że to Roman. Pomagałem ratownikom. Gdy prowadzili resuscytację, ich działania były pewne, widzieli co robią, nawet dłonie im nie zadrżały – podkreśla pan Walery. Poszkodowany 54-latek trafił pod opiekę medyków, którzy użyli defibrylatora, a później do szpitala w Lesznie, gdzie utrzymywany był w śpiączce farmakologicznej. Po wybudzeniu szybko zaczął dochodzić do zdrowia. Kilka tygodni po tym zdarzeniu postanowił spotkać się z ratownikami, którzy uratowali mu życie. Ci wyściskali go, w końcu dobrze znają stałego bywalca basenu. - Roman, najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło i jesteś znowu z nami – zwrócił się do niego Łukasz Binek. Cała trójka zaś nie uważa się za bohaterów. - Robiliśmy co do nas należało – stwierdził skromnie Bartosz Klonowski. Swoich podopiecznych chwalił za to dyrektor basenu. - Lekarze po wszystkim mówili, że tylko szybka interwencja ratowników pozwoliła zapobiec najgorszemu. Wszystko mogłoby się zakończyć tragicznie, gdyby to się wydarzyło nie na naszym obiekcie, tylko już w drodze do domu. Czy ktoś zareagowałby, widząc leżącego gdzieś na chodniku mężczyznę? - zastanawia się Jacek Cierniewski, szef CRiS „Wodnik” w Krotoszynie. Zapewnił też, że po okresie przestoju na basenie w lipcu, zakupi dla ratowników specjalistyczny defibrylator tak konieczny przy prowadzeniu reanimacji.Pan Roman próbuje na nowo wrócić do formy. Do tej pory bieganiu poświęcał każdą wolną chwile. - Lekarze mówią, że nie mogę biegać, pływać, ani jeździć na rowerze. Nie mówili tylko nic o chodzeniu – uśmiecha się 54-latek. Już kilka razy widziano go jak w stroju sportowym intensywnie maszerował po ulicach. - Widziano go już pod Kobiernem i Sulmierzycami – przyznaje kolega z klubu, Walery Maćkowiak.