reklama

Rybki na tablecie. Wodę można napuścić, a dokumentów nie można poprawić

Opublikowano:
Autor:

Rybki na tablecie. Wodę można napuścić, a dokumentów nie można poprawić - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

– Syn zainstalował mi akwarium na tablecie. Mogę napuszczać wodę, są rybki – chwaliła się kolegom Sławomira Federowicz prezentując funkcje nowej zabawki zakupionej radnym z kasy podatników. Gorzej było kiedy przyszło na tablecie popracować. – W tabeli nr 6 trzeba poprawić liczbę uczniów, bo w materiałach, które otrzymaliście jest błąd – instruowała radnych Barbara Jakubek, naczelnik wydziału edukacji w starostwie. I zaczęły się schody. – Ja tu chyba nie mogę nic zmieniać, to jest zablokowane – alarmowała Sławomira Federowicz. Sposobu naniesienia poprawek na dokument w wersji elektronicznej nie znalazł też Andrzej Piesyk oraz pozostali radni, którzy zażyczyli sobie „służbowe” tablety – czyli Jan Grabski, Wiesław Popiołek i Mieczysław Pełko. Starostwo kupiło sprzęt, by zaoszczędzić na materiałach drukowanych, na które według wyliczeń skarbnika wydaje ok. 20 tys. zł rocznie. I na nic zdały się opory. – To kupmy sobie sprzęt sami, jako radni. Przecież otrzymujemy diety – przekonywał Przemysław Jędrkowiak. Żeby uniknąć nacisków ustalono, że tablety dostaną ci radni, którzy będą chcieli. I mieli oni złożyć stosowne deklaracje. – Ale niech one będą jawne. Jeżeli ktoś chce, żeby mu starostwo zakupiło sprzęt, to nie ma się czego wstydzić – alarmował Tomasz Chudy. Tym sposobem storpedował pomysł i z deklaracji się wycofano. W końcu rękę po tablet za pieniądze podatnika – czyli twoje czytelniku – wyciągnęła piątka rajców. – Będąc wielopokoleniowym radnym doświadczam ilości dokumentów, papieru, które, niestety, zalegają w moim spichlerzu. (...) Jestem zadowolony z tego rozwiązania – stwierdził Wiesław Popiołek. I od razu doczekał się riposty. – Jeżeli ktoś ma internet i adres mailowy, to ma i swój sprzęt komputerowy – podejrzewał Zbigniew Brodziak. Jak się okazało, niesłusznie. – Inni radni może mają swoje prywatne laptopy, komputery. Ja akurat takiego nie mam, więc się zdeklarowałem, że chcę wypożyczyć od starostwa tablet i wszystko – odparł Wiesław Popiołek, na co dzień urzędnik w kobylińskim magistracie. W końcu nie wytrzymał radny Henryk Jankowski. – Jestem podstawowym radnym i mam 800 zł miesięcznie. Członkowie zarządu mają koło 1.700 zł. To są duże kwoty, ludzie tyle nie zarabiają nawet. Więc tablety powinni radni kupić z własnych pieniędzy – ocenił, też urzędnik, tyle że w rozdrażewskim urzędzie. Jednak całe to gadanie okazało się „psu na budę” – a raczej radnemu na tablet. (mar)

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE