Sebastian Pilichowski, nauczyciel Zespołu Szkół Przyrodniczo-Technicznych CKU w Bojanowie oraz pracownik Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Zielonogórskiego w ostatnim czasie dostał wiele pytań o martwe trzmiele leżące na chodnikach, rabatach i na trawnikach.
Jak dodaje Sebastian Pilichowski, pytania te zbiegły się z okresem kwitnienia lipy srebrzystej - jest to południowoeuropejski gatunek sadzony u nas od dawna jako drzewo ozdobne, często w postaci alei lub szpalerów.
W Polsce naturalnie występują lipa szerokolistna oraz drobnolistna. Kwitną odpowiednio po sobie i poprzedzają lipę srebrzystą, której kwitnienie zazębia się w czasie m.in. z rzadziej uprawianą u nas lipą amerykańską - dopowiada biolog.
Co sprawia, że widujemy martwe trzmiele pod kwitnącymi lipami, szczególnie srebrzystymi?
Jak mówi Pilichowski, przez lata winą obarczano nektar, który miał być toksyczny. Uznawano, że zawiera cukier prosty, mannozę i to ona jest winna stanowi rzeczy.
- Ostatnie badania jednak rozszerzają to zagadnienie i okazuje się, że udzielenie odpowiedzi na postawione pytanie nie jest takie łatwe. W jednym z doświadczeń karmiono wyhodowane trzmiele wyłącznie nektarem kilku gatunków lip i nie stwierdzono u nich objawów zatrucia. Więcej, nie wykazano też obecności mannozy i nikotyny w nektarze. Dlaczego nikotyny? A to dlatego, że niektóre publikacje wskazują i na jej obecność w nektarze, podobnie jak kofeiny. Są to o tyle istotne wskazówki, że postawiono hipotezę o uzależnieniu / odurzaniu i przez to przyciąganiu zapylaczy przez lipy. I chociaż współczesne wyniki badań skłaniają ku odrzuceniu zjawiska toksyczności i ewentualnie odurzania trzmieli, to nadal uważa się, że skład nektaru kwiatów lip nie został satysfakcjonująco przebadany. A ten przecież może się różnić między gatunkami. Jeśli zaś nie tu, to w czym problem? - zastanawia się Pilichowski.
Owady są zagłodzone?
Biolog podkreśla, że duży odsetek martwych trzmieli pod lipami jest... zagłodzonych. Ale jak to możliwe, skoro u góry wiszą kwiaty z nektarem?
- Kwitnienie lipy srebrzystej zbiega się w czasie często z gorącymi dniami, co wespół z nagrzaną nawierzchnią (beton, asfalt) i miejską wyspą ciepła prowadzi do przegrzania tych „puchatych” owadów. Trzmiele należą do pszczół dość wcześnie budzących się z zimowego letargu i wykazują aktywność w niższych temperaturach niż, np. umiłowana przez człowieka pszczoła miodna. Zagłodzenie może też wynikać z paradoksalnie niskiej zawartości nektaru w kwiatach, co zazwyczaj ma miejsce podczas okresów suszy - tłumaczy Sebastian Pilichowski.
Jak objaśnia, owady zwabione przez kwiaty mogą niestety nie najeść się do syta, co nie pozwoli im na fizjologiczną regulację ciepłoty ciała i nie pokryje sporego zapotrzebowania energetycznego na lot.
- Te czynniki - domniemana „toksyczność”, przegrzanie i głodówka zbiegają się również z ubóstwem kwiatów w okresie kwitnienia lip srebrzystych. Zauważmy, że często w miastach i wsiach, gdzie ten problem występuje, napawać można się widokiem pięknie kwitnących drzew, ale brakuje krzewów, bylin, roślin zielnych (w tym dzikich) zapewniających równocześnie kwiaty, zwiększając bazę pokarmową, zarazem ją różnicując. Dla nas też lepszym i zdrowszym rozwiązaniem jest różnicować dietę niż spożywać wyłącznie pieczywo czy czekoladę, nieprawdaż? - mowi Pilichowski.
Jak można pomóc trzmielom?
Jak można pomóc trzmielom i dlaczego należy? Przede wszystkim nie wolno ich zabijać, bo trzmiele są pod ochroną w Polsce, w upały można wystawiać na tarasy, parapety, czy do ogrodów spodeczki z wodą. Warto umieścić w nich niewielkie kamyki i patyczki, aby owady się nie potopiły.
- Należy zapewnić bazę pokarmową. A zatem sadzić kwitnące rośliny ozdobne w miastach i wsiach, ale pozwolić też na „zarastanie”. Maniakalnie tępienie dzikich, rodzimych roślin sprzyja niestety zanikowi bioróżnorodności, w tym zagraża trzmielom. Proszę mi wierzyć, da się pogodzić te elementy i trzeba. Trzmiele bowiem sprzyjają nam wszystkim, gdyż zapylają całą masę roślin, których nie odwiedza wcale lub znacznie mniej wydajnie pszczoła miodna. A wśród nich znajdziemy m.in. koniczyny czy pomidory... - przekonuje Sebastian Pilichowski.