Wyniki nauki w kobylińskim gimnazjum są fatalne. Wielu młodych ludzi ma poprawki. Uczniowie nie przechodzą z klasy do klasy. Egzaminy wypadają kiepsko, a tu się okazuje, że dzieciaki zamiast się edukować jeżdżą na pole pracować – denerwują się rodzice. Uczniowie klasy 3b z kobylińskiego gimnazjum razem z wychowawcą, będącym jednocześnie nauczycielem biologii, skorzystali z zaproszenia HR Smolice i pojechali do Łagiewnik. Tam przez 4 godziny m. in. pomagali przy zbiorze kukurydzy na polu należącym do HR Smolice. Zdaniem szefowej szkoły tego typu wyjazd nie jest czymś złym, bo dzięki temu dzieci mogą się zintegrować i czegoś nauczyć. – Instytut HR Smolice bardzo nam pomaga i od wielu lat wspiera finansowo – mówi Katarzyna Jackowska, dyrektor kobylińskiego gimnazjum. I dodaje, że dzieci wynagrodzenia za pracę dostać nie mogą. – Problem polega na tym, że uczniowie nie mogą zarobkować, bo bym się tutaj pogrążyła – przyznaje. Klasa, która pracowała w polu, będzie mogła jednak liczyć na finansowe wsparcie ze strony HR Smolice. Jakie konkretnie? Nie wiadomo. To okaże się jak szkoła zwróci się do zakładu z prośbą o wsparcie jakiegoś przedsięwzięcia, np. klasowej wycieczki. Wychodzi więc na to, że na razie gimnazjaliści pracowali społecznie. Zaangażowania uczniów do roboty w polu broni przedstawiciel HR Smolice – Piotr Chlebowski. – To jest forma wspierania dzieciaków. My potrzebujemy czasami ręcznego zebrania kukurydzy, dzieciaki pomagają i w ramach tego dostają pieniążki, za które sobie jadą np. na wycieczki. Świat się nie zawali i przez to nikt głupszy nie jest – mówi kierownik gospodarstwa HR Smolice i jednocześnie kobyliński rajca. Dodaje, że nie jest to forma bezpośredniej zapłaty, a dotacja na wycieczkę, na którą uczniowie będą się w przyszłości wybierać. Zdaniem kierownika tego typu prace na polu uczą pokory. – Moje dzieci też przez wiele lat pomagały w ten sposób i pracowały na polu. Przez to nic złego się nie stało, a nauczyli się szacunku do pieniądza i pracy – uważa Piotr Chlebowski. Rodzice inaczej postrzegają pracę gimnazjalistów na polu. – Nie mam nic przeciwko, by dzieci uczyły się tego typu prac. Ale nie w momencie, gdy mają słabe wyniki w nauce i egzaminy kiepsko wypadają. Z jednej strony dokłada się im godziny, a z drugiej poświęca dzień nauki na rzecz zbierania kukurydzy na polu prywatnej firmy. Wyników na polu nie poprawią – mówi zbulwersowani rodzice. A szefowa placówki tłumaczy się w rozbrajający sposób. – Wybrałam taki dzień, by uczniowie mieli jak najmniej do odrabiania. To był czwartek, bo wtedy dzieci mają najmniej godzin podręcznikowych i zajęcia sportowe – mówi Katarzyna Jackowska. Ile kasy HR Smolice przekaże dzieciom za pracę w polu? To pytanie, do którego wrócimy na łamach „Gazety Krotoszyńskiej”. (mar)fot - fotmontaż - colluceo,ghoststone - Fotolia
Zamiast się edukować jeżdżą na pole pracować
Opublikowano:
Autor: Redakcja
Przeczytaj również:
Wiadomości
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE